Głową w mur, czyli rotarianie za pan brat z bydgoską kurią

               Pierwsza publikacja: 18 listopada 2021 r.



   Dziś przypominam wydarzenia sprzed kilku lat i na bieżąco sporządzaną z nich relację. Jestem przekonany, że dla wielu z Państwa będzie to spory szok poznawczy.

     Czytelnikom nie znającym tematu krótko streszczę to, co dotąd zaszło. Otóż 21 marca 2016 r. w bydgoskim kościele parafialnym pw. Świętej Trójcy odbył się raut masońskiej organizacji Rotary Club, współpracy z którą zabraniają oficjalne dokumenty Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Na kilkanaście godzin przed tym wydarzeniem publicznie bezskutecznie poprosiłem proboszcza tejże parafii o wycofanie swojej zgodny na to przedsięwzięcie. Po kilku dniach „Gazeta Wyborcza” opublikowała w wersji drukowanej i internetowej paszkwil, w którym zaatakowała mnie posługując się stekiem kłamstw i manipulacji. Wytłumaczenie nasuwało się samo: raut w kościele prowadził były długoletni redaktor naczelny bydgoskiej mutacji „Gazety Wyborczej”. Potem ruszyła lawina e-maili. Anonimowi najczęściej autorzy zarzucali mi albo zaściankowość i ciemnotę, albo chęć zrobienia sobie reklamy kosztem wspaniałego kapłana. Tym pierwszym nie odpowiadałem, a drugim odpisywałem w te słowa: nikogo nie osądzam, uczyni to w sposób odpowiedzialny sąd kościelny. Skoro zgorszenie miało charakter publiczny, należy w sposób publiczny je potępić, a sprawców – być może – ukarać. Tę zapowiedź zrealizowałem 28 kwietnia, wysyłając do Sądu Biskupiego Diecezji Bydgoskiej skargę powodową rozpoczynającą proces sądowy. Treść tego pisma upubliczniłem. Z Poczty Polskiej otrzymałem informację o doręczeniu przesyłki adresatowi w dniu 5 maja. Po kilkunastu dniach daremnego oczekiwania na jakikolwiek sygnał ze strony kościelnych urzędników, udałem się dziś (23 maja 2016 r.) do siedziby sądu. Ledwo zdążyłem się przedstawić, od obecnego tam księdza usłyszałem, że mojego pisma nie mają i: „wicie, rozumicie, przyjdźcie zaś”. Gdy oświadczyłem na to, że mam potwierdzenie z poczty o dostarczeniu przesyłki, ksiądz uznał, że być może ktoś je wziął (sic!). Poprosiłem go wówczas, by się przedstawił. Okazało się, że to... sądowy notariusz! Nie potrafił jednak odpowiedzieć mi na pytanie o prowadzenie księgi korespondencji przychodzącej, o ewentualne pokwitowanie pobrania przesłanych przeze mnie dokumentów przez któregoś z pracowników sądu. Nie dał mi również regulaminu pracy sądu biskupiego, o co grzecznie poprosiłem. Wybrał parę numerów telefonicznych, z kimś porozmawiał i zaproponował spotkanie z kanclerzem kurii. W parę chwil pokonałem kilkadziesiąt metrów dzielących sąd od pałacu biskupiego, wpisałem się do księgi petentów, zapukałem, uchyliłem drzwi i usłyszałem: czekać. Po dziesięciu minutach zostałem przyjęty. Początkowo wyczułem lekceważenie w głosie i postawie księdza kanclerza. Na szczęście z każdą chwilą rosło u niego zrozumienie (nie wiem, czy to dobre słowo) wagi sprawy. Fakt, że w bydgoskim sądzie mogłoby dojść do bezprecedensowej rozprawy z pewnością go nie ucieszył. W gabinecie był obecny jeszcze jeden kapłan (niestety, nie poprosiłem, by się przedstawił). Zadał mi parę pytań, dziwnie się przy tym uśmiechając. Zapytał, czy kontaktowałem się z pozwanym, czy wiem, że to wikariusz generalny diecezji, czy potrafię powiedzieć, w jaki sposób reklamowano to rotariańskie przedsięwzięcie (sic!) i czy byłem na nim obecny. Powiedziałem mu o swoim niewysłuchanym apelu skierowanym do księdza proboszcza i o tym, że nauczanie Kościoła w sprawach organizacji masońskich obejmuje wszystkich, świeckich i duchownych, niezależnie od sprawowanych przez nich godności. W masońskim raucie nie uczestniczyłem, bo słucham Magisterium Kościoła, a ścieżek rotariańskiego marketingu nie śledzę. Po chwili poproszono, bym znów zaczekał na korytarzu. Po około kwadransie przed drzwiami kanclerskiego gabinetu pojawiła się zakonnica, która – zapewne z racji posługi w sądzie biskupim – była świadkiem mojej rozmowy z księdzem notariuszem. W ręku niosła... moją skargę powodową. Minęły kolejne minuty. Wyszedł ksiądz kanclerz. Powiedział, że właśnie otrzymał przesłane przeze mnie dokumenty i musi mieć czas by się z nimi zapoznać. Obiecał, że w ciągu 14 dni otrzymam odpowiedź na piśmie. Poprosiłem go wówczas, by zadzwonił do sądu i nakazał mi wydanie regulaminu pracy tejże instytucji. I tak się rozstaliśmy. Po dwóch minutach znów byłem w sądzie. Poprosiłem o ten nieszczęsny regulamin. Wyszedł do mnie sam ksiądz oficjał, czyli szef tego sądu. Najpierw usłyszałem od niego, że mam sobie sam znaleźć regulamin sądu w internecie, a następnie, że sąd nie posiada regulaminu, bo nie ma takiego obowiązku. Na koniec, na mój zarzut o bałagan i niekompetencję pracowników podlegającej mu instytucji raczył rzec, że oni – czyli sąd – są tu tylko od stwierdzania nieważności sakramentów małżeńskich. Innymi sprawami się nie zajmują, a tę „moją” przekazali już dawno kanclerzowi. Wówczas mnie trochę poniosło, wszak sam niedawno widziałem tę zakonnicę truchtającą z moim pismem. Ksiądz oficjał odwrócił się na pięcie i powrócił do swoich obowiązków. Wszak trwało właśnie przesłuchanie kolejnych petentów znudzonych swoim małżeństwem. O przyłapaniu księdza oficjała na – nazwę to delikatnie – rozminięciu się z prawdą nie omieszkałem natychmiast powiadomić księdza kanclerza. Był wzburzony. – Przecież sam pan widział, że dopiero mi to teraz przyniesiono. Po raz wtóry przyobiecał czternastodniowy termin udzielenia odpowiedzi. – Tak czy owak, skoro jest skarga powodowa, rozprawa musi się odbyć – podsumowałem ten etap walki o kościelną normalność. Ksiądz kanclerz przytaknął. Dlaczego zdecydowałem się na pełną jawność wszystkiego, co ma związek z tą sprawą? Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że zgorszenie miało taki właśnie charakter, publicznie i z premedytacją lekceważąc naukę Kościoła. Po drugie – tylko pełna jawność może zapobiec zamieceniu skandalu pod dywan.
Oto treść mojego pisma do Sądu Biskupiego:
     







     Po skierowaniu do Sądu Biskupiego Diecezji Bydgoskiej skargi powodowej przeciw kapłanowi, który katolicką świątynię udostępnił masońskiej organizacji Rotary Club, a także po pierwszej, niezwykle owocnej, wizycie w sądzie i kurii, pojawiły się pierwsze pogróżki i próby wywierania na mnie presji. Poniżej zamieszczam wpis dokonany na facebookowym profilu Stowarzyszenia Unum Principium, do którego mam godność należeć: Jan Nowicki: Krzysztof Zagozda, członek zarządu Stowarzyszenia Unum Principium koniecznie chce zaistnieć w przestrzeni publicznej opluwając księży z parafii Św. Trójcy na portalach internetowych. Uprzejmie informuję pana Zagozdę, że nie ma na to zgody parafian Św. Trójcy. Dlatego też - wraz z innym parafianami - rozważamy podjęcie następujących działań; 1/ skierowanie do Sądu Biskupiego pozwu za szkalowanie duchownych; 2/ zorganizowanie przed siedzibą stowarzyszenia w Łochowie manifestacji. Ponieważ jednak mamy Rok Miłosierdzia, na razie zamówimy Mszę Św. w intencji p. Zagozdy i będziemy się za niego modlili, "albowiem nie wie, co czyni". Anonimowego autora tego wpisu, zapytam: gdzie byliście Wy, parafianie, gdy profanowano Wam świątynię? A za obiecaną modlitwę, serdeczne: Bóg zapłać!

     No i nie doczekałem się. Dziś o tej porze jest już jasne, że nie wypełni się obietnica księdza kanclerza kurii bydgoskiej i w ciągu 14 dni nie poznam reakcji ordynariusza na moją skargę powodową złożoną do sądu biskupiego. Co czuję? Z pewnością spore rozczarowanie. Wydawało mi się, że duży ładunek ekspresji towarzyszący kontaktowi z najważniejszymi instytucjami Kościoła lokalnego przekonał urzędujących w nim duchownych, że sprawę traktuję bardzo poważnie i nie dam jej zdławić już na poziomie diecezji. Oczywiście dopuszczam możliwość nadejścia rzeczonej korespondencji w poniedziałek, za tydzień czy za miesiąc. To spóźnienie ma jednak swoją wymowę, szczególnie w kontekście początkowego „zagubienia” w sądzie biskupim złożonego przeze mnie pisma procesowego. W ciągu ostatnich dni parę razy zetknąłem się z zapytaniami o sens drążenia tej sprawy. Odpowiadam niezmiennie: jako katolik chcę wiedzieć, czy nadal obowiązują mnie orzeczenia Urzędu Nauczycielskiego Kościoła przestrzegające przed jakimikolwiek kontaktami z masonerią. Jeśli one już nie obowiązują, to w którym oficjalnym dokumencie tegoż Urzędu te dotychczasowe zostały wycofane? Jeśli zaś obowiązują, to dlaczego kuria bydgoska „z urzędu” nie zareagowała na publiczne złamanie ustaw i nakazów Kościoła przez proboszcza parafii pw. Świętej Trójcy w Bydgoszczy, a zarazem swojego wikariusza generalnego? I na koniec: czy ordynariusz bydgoski ma wolę rozsądzenia tej sprawy w sposób regulowany przez Kodeks Prawa Kanonicznego i dobry obyczaj? Chwilowe (?) milczenie kurii wcale nie oznacza, że o sprawie całkiem zapomniano. Na jednym z portali społecznościowych pojawił się w ostatnią niedzielę wpis uczyniony ręką – jak to napisano – „parafian Świętej Trójcy”. Otóż ci „parafianie” zagrozili mi jakimiś „demonstracjami” oraz skierowaniem do sądu biskupiego pozwu przeciwko mnie za „szkalowanie duchownych”. Oczywiście trudno traktować poważnie taką pisaninę. Jeśli jednak autoryzujący ją niejaki „Jan Nowicki” jest rzeczywiście osobą z krwi i kości a nie wyłącznie wirtualnym bytem, to oświadczam mu, że chętnie spotkam się z parafianami Św. Trójcy, by merytorycznie i bez niedomówień wyjaśnić im istotę sporu. Proszę tylko o wskazanie miejsca i czasu. Co ciekawe, w sprawie rautu urządzonego w bydgoskim kościele przez wolnomularską organizację Rotary Club milczy nie tylko kuria. Przez dwa miesiące opinia publiczna nie doczekała się skomentowania tego skandalicznego wydarzenia przez znawców tematu dokonujących krytyki masonerii z pozycji chrześcijańskich i dopatrujących się jej wpływów w Kościele katolickim. Cóż, życie najlepiej weryfikuje intencje i charaktery. Odwagi nie da się kupić w dyskoncie, a wieczne teoretyzowanie nie zatrzyma ohydy spustoszenia. Na szczęście są jeszcze wśród nas osoby rozumiejące istotę zagrożenia. Każdego dnia dziękuję Panu Bogu za otrzymywane od nich liczne głosy wsparcia i własne świadectwa. I co dalej? Myślę, że w końcu kuria przemówi w ten czy inny sposób. Ktoś ostatnio mi zasugerował, że skoro najlepszą obroną jest atak, to... Mimo wszystko jednak staram się nie odnosić do spekulacji. Wolę relacjonować fakty. Publicznie. A teraz otwieram Mapy Google i szukam ciekawego miejsca w Gnieźnie. Gdzież jest ta ulica Łaskiego?

     Wreszcie nadeszła odpowiedź z kurii:






     Moja odpowiedź na kurialne insynuacje i dezinformacje:





A na Facebooku przemówił do mnie Past President Rotary Club Szczecin, cokolwiek to miałoby znaczyć:




Jeszcze do niedawna diecezja bydgoska nie wyróżniała się niczym szczególnym na tle innych jednostek administracyjnych polskiego Kościoła, a jeśli już trzeba było na coś wskazać, to chyba tylko na kiepskie statystyki kapłańskich powołań. Dziś mamy sytuację zgoła inną. O diecezji tej zaczyna być głośno. Wszystko za sprawą zorganizowanego w Bydgoszczy pod koniec marca ogólnopolskiego zjazdu Rotary Club – a dokładniej rzecz ujmując – wsparcia, jakie organizacja ta otrzymała od prominentnych miejscowych kapłanów. Najpierw długoletni rektor tutejszego seminarium duchownego wygłosił wykład inaugurujący zjazd (pod wielce intrygującym tytułem: „Próba interpretacji zawołania rotarian w świetle nauczania Jana Pawła II”), a następnie wikariusz generalny (drugi po biskupie rangą w diecezji) na parę godzin dał rotarianom we władanie gmach parafialnego kościoła pw. Św. Trójcy. A to jeszcze nie wszystko. Biskup bydgoski nie tylko odrzucił skargę powodową i nie wszczął sądowego procesu dyscyplinującego tych, którzy jawnie pogwałcili nauczanie Magisterium Kościoła i wprowadzili dezorientację w szeregi katolickich wiernych, ale jeszcze piórem kanclerza kurii zaatakował domagających się ukarania winnych gorszącego zajścia. Co ciekawe, ramię w ramię z biskupem stanęła „Gazeta Wyborcza”, w typowy dla siebie sposób wylewając pomyje na osoby i środowiska zaniepokojone współpracą kapłanów z organizacją o charakterze wolnomularskim. O ile zachowanie „Gazety Wyborczej” można zrozumieć, wszak od początku swojego istnienia konsekwentnie promuje masońską wizję świata i zwalcza katolicki porządek (rotariański raut w kościele pw. Świętej Trójcy prowadził były długoletni redaktor naczelny jej bydgoskiej mutacji), to reakcja ordynariusza musi zaskakiwać i zastanawiać. Za wzięciem w obronę tych, którzy w sposób bezdyskusyjny złamali prawo Kościoła zawarte w ponad czterystu jego dokumentach, stały zapewne bardzo ważne powody. Szkoda, że nie zostały one wyartykułowane oficjalnie, bo te, które znalazły się w piśmie z kurii, tylko obrażają zdrowy rozsądek. Czy kiedykolwiek poznamy wszystkie okoliczności tej sprawy? Różne są źródła kryzysu trawiącego współczesny Kościół, ale bez wątpienia jednym z podstawowych jest penetracja struktur kościelnych przez jego instytucjonalnych przeciwników. Najwyższy już czas, by stawić czoła temu zagrożeniu, a nie zamiatać je pod kurialne dywany. Wierni mają prawo poznać powody bezkarnego łamania prawa kościelnego przez wysokich rangą duchownych. Mają prawo poznać ewentualne relacje łączące tych duchownych z organizacją, z którą Kościół zakazuje jakichkolwiek kontaktów. Mają prawo wiedzieć, czy te relacje w jakikolwiek sposób przełożyły się na obszary eklezjalnej aktywności tych kapłanów: formację kleryków w diecezjalnym seminarium duchownym, studentów Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy i Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także wielu innych ważnych diecezjalnych kolegiów?


     Postscriptum: lipiec 2020 r.
   Ślub syna tuż, tuż, więc postanowiłem odwiedzić zakład fryzjerski. Traf chciał, że zaprzyjaźniona ekipa balwierzy niedawno zmieniła lokalizację, mając teraz po sąsiedzku kompleks budynków parafii pw. Świętej Trójcy, a to symboliczne dla mnie miejsce. Kilka lat temu daremnie próbowałem postawić przed sądem biskupim proboszcza tejże parafii za jego kolaborację z masońskim Rotary Club. Wywołałem tym w kurii wielki rejwach i wyzwoliłem spore pokłady agresji, którą duchowni urzędnicy skoncentrowali na mnie. No i tak krocząc sobie wczoraj z rana ul. Ks. Kordeckiego spostrzegłem nowo postawioną tabliczkę ze strzałką informującą, że w parafialnych zabudowaniach mieści się... sąd biskupi! Okazuje się, że niedawno został tam przeniesiony ze starej lokalizacji sprzed pałacu biskupa bydgoskiego. Z wrażenia aż przystanąłem. Bo choć nie opowiadam Wam tu bajki, to morał krzyczy nam wszystkim do uszu: nie poszedł proboszcz pod sąd, to sąd poszedł do niego. W gościnę!

Krzysztof Zagozda



Strona główna

Indeks tekstów

Indeks nazwisk

Zagopedia!






Do czytelników: stąd zacznijcie podróż po tym serwisie!
 

Od prawie czterdziestu lat inwentaryzuję aktywność tajnych związków działających w polskiej przestrzeni publicznej, zarówno politycznej, jak i eklezjalnej.  Ostatnią dekadę  poświęciłem przede wszystkim odszukaniu odpowiedzi na następujące pytanie: jak to możliwe, że zmiany, które wprowadzono w Kościele w Polsce po Soborze Watykańskim II, nie spotkały się nie tylko z żadnym stanowczym sprzeciwem, ale nawet z jakąkolwiek kontestacją ze strony osób posiadających odpowiedni do tego autorytet i kompetencje. Posoborową rewolucję zaakceptowała cała kościelna hierarchia, funkcyjni duchowni szkół wszystkich rodzajów i poziomów, zwierzchnicy zakonów i zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich, członkowie kapituł katedralnych i rad kapłańskich, administracja kurialna, teologowie duchowni i świeccy. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że to temat tabu, że prawie nikt oprócz mnie nie stawia takich pytań. Mało tego, publicznie formułowane przeze mnie wątpliwości natrafiały na mur milczenia, a w krańcowych sytuacjach stawały się obiektem szyderstw. Wcale nie mam tu na myśli reakcji wyłącznie środowisk modernistycznych, ale również tych grup, które usilnie akcentują swoje zakorzenienie w katolickiej Świętej Tradycji. Cóż, sytuacja ta pozytywnie weryfikuje niestarzejącą się metodę kontrolowania przeciwników: jeśli nie możesz zatrzymać ich pochodu, to stań na jego czele. Wiedziony tym doświadczeniem trzymam się za dala od większości tzw. inicjatyw oddolnych.

Przed trzema laty natrafiłem na informację o powołanym do życia w 1914 roku Stowarzyszeniu Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej, zwanych potocznie charystami. Odtąd wszystkie niepokojące mnie wątki dotyczące najnowszej historii Kościoła w Polsce - a do tej pory pozostające z sobą w pewnym nieładzie poznawczym - utworzyły ciąg logicznych powiązań personalno-organizacyjnych, czytelnie ilustrujących przebieg procesów "reformatorskich" przygotowujących kościelną substancję na nadejście teologicznej i liturgicznej "odnowy".  

Analiza zgromadzonej wiedzy umożliwia mi wnioskowanie, że odpowiedzialność za sprawne wdrożenie reform soborowych, a w ich konsekwencji za moralny i instytucjonalny rozkład Kościoła w Polsce, ponoszą duchowni i świeccy zorganizowani w ramach koterii charystycznej (od 1 września 1939 r. niejawnej), działający - według nomenkltury prawnej - wspólnie i w porozumieniu. Ich zaszłą i aktualną aktywność monitoruje niniejszy serwis. Jednocześnie staram się unikać oceny intencjonalności poczynań poszczególnych osób uwikłanych w antykatolicki spisek. Motywacje ich aktywności z pewnością bywały różne: od zamiaru celowego czynienia szkody Kościołowi, przez nieświadome wyrządzenie mu krzywdy w stanie ideowego zbałamucenia, aż do cynicznej gry podjętej w imię osiągnięcia wymiernych partykularnych korzyści.

Serwis ten ma charakter publicystyczny, stąd nie wypełnia standardów pracy naukowej. Choć nie jestem zawodowym historykiem, lecz filologiem, to doskonale zdaję sobie sprawę z potrzeby nadania prezentowanej tu wiedzy parametrów badawczych. Jeśli tylko okoliczności mi na to pozwolą, będę czynił to sukcesywnie w formule serii książkowej.

Przewiduję, że wśród czytelników tego serwisu znajdą się osoby lepiej obeznane, potrafiące uzupełnić zaprezentowane tu przeze mnie wydarzenia o nowe fakty. Za wielce prawdopodobną, a może i nawet pewną, uznaję obecność tutaj byłych bądź wciąż czynnych uczestników rzeczonego sprzysiężenia. Apeluję do nich: sami bądź za moim pośrednictwem ujawnijcie całą prawdę o tym, czego byliście uczestnikami lub świadkami. Być może to Wasza ostatnia szansa, by zadośćuczynić Bogu i ludziom. Gwarantuję Wam całkowitą anonimowość.

Credo in Deum Patrem omnipotentem, Creatorem caeli et terrae; et in Iesum Christum, Filium eius unicum, Dominum nostrum; qui conceptus est de Spiritu Sancto, natus ex Maria Virgine; passus sub Pontio Pilato, crucifixus, mortuus, et sepultus; descendit ad inferos; tertia die resurrexit a mortuis; ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis; inde venturus est iudicare vivos et mortuos. Credo in Spiritum Sanctum; sanctam Ecclesiam catholicam, sanctorum communionem; remissionem peccatorum; carnis resurrectionem; vitam aeternam. Amen.

Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix, nostras deprecationes ne despicias in necessitatibus nostris, sed a periculis cunctis libera nos semper, Virgo gloriosa et benedicta, Domina nostra, Mediatrix nostra, Advocata nostra, Consolatrix nostra. Tuo Filio nos reconcilia, tuo Filio nos commenda, tuo Filio nos repraesenta.

Każdego, kto odwiedza to miejsce, proszę o choćby krótką modlitwę w mojej intencji.

Krzysztof Zagozda

Wszystkich czytelników serwisu  zachęcam do kontaktu ze mną: krzysztof@zagozda.info