Cicha woda włosy z głowy rwie
Pierwsza publikacja: 22 stycznia 2024 r.
Pamiętam partie
szachów rozgrywane z kolegami z podwórka.
Mieliśmy po dziesięć, jedenaście lat i w któreś wakacje
zachłysnęliśmy się królewską grą. Każdy z nas
próbował robić mądre miny i wcielał się albo to w Bobby
Fischera, albo Borisa Spasskiego. Oczywiście nie mieliśmy wtedy pojęcia
ani o otwarciu Rétiego, ani o obronie Caro-Kann. Do
zwycięstw często wystarczało mi poruszanie palcami... ponad
szachownicą. Symulowałem w ten sposób ustalanie jakiejś
sekwencji ruchów w określonym miejscu planszy, skutecznie
odwracając uwagę przeciwnika od lokalizacji, w której
zamierzałem przypuścić atak. W połowie wakacji któryś z
kolegów zdemaskował tę moją metodę i o sukcesy było już
zdecydowanie trudniej.
Co jest powodem tejże reminiscencji? Otóż od dawna odnoszę
wrażenie, że ktoś tę moją dziecięcą "szachową" metodę najzwyczajniej
papuguje. Ktoś umiejętnie absorbuje uwagę polskiej publiczności, skupia
ją na efekciarskich inscenizacjach, a całą robotę wykonuje z dala od
fleszy i obiektywów kamer.
Tak dzieje się choćby z wodą. Nie dość, że w obce ręce przeszło już sporo aktywów przedsiębiorstw odpowiedzialnych za dystrybucję tego najbardziej strategicznego zasobu naturalnego, to teraz rozpoczęła się arcyważna gra o własność samej wody. W marcu zeszłego roku do rąk samorządowców trafił raport "Biała księga polskich rzek", opracowany przez opiniotwórczą Fundację WWF, międzynarodową Fundację ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, Fundację Frank Bold (znana z akcji wymierzonych w dobro polskiego górnictwa węglowego), Fundację Greenmind (wspierana finansowo przez Fundację im. Stefana Batorego) i parę innych. Rzecz jasna w dokumencie tym jeszcze nie wybrzmiewa explicite postulat sprywatyzowania polskich zasobów wodnych. Na to przyjdzie czas. Publiczność należy wcześniej odpowiednio omamić, co dla zaprawionych w boju pijarowców Sanhedrynu jest łatwe niczym wyciśnięcie pryszcza na cudzej brodzie. Skoro Polacy siedzieli cicho, gdy rabowano majątek wypracowany przez ich przodków, to w milczeniu będą przyglądać się, jak to obcy kładą swoje kosmate łapska na życiodajnym Boskim darze. Przynajmniej taki jest plan. Jeśli powiem, że to sprytny plan, to tak, jakbym nie powiedział nic. Tu wszystko ma spiąć się niczym kamienie w słynnym murze w inkaskim Cusco.
Choć nie dam głowy, że stara rzymska maksyma "is fecit, cui prodest" urzeczywistniła się w przypadku głośnej katastrofy odrzańskiej z 2022 roku, to jednak właśnie to wydarzenie stało się pretekstem do rozpoczęcia procederu rabowania polskiej wody. "Biała księga" konsumuje je z marnie krytym zadowoleniem, strasząc czytelników, że zgodnie z jakąś unijną dyrektywą nasze wody powierzchniowe muszą osiągnąć cacy-jakość najpóźniej do 2027 roku. Metoda wykorzystująca presję czasu kolejny już raz ma wyłączyć nasze myślenie i zepchnąć odpowiedzialność na barki rzekomych ekspertów. A ci tylko na to czekają. Mają już gotowy - a jakże! - plan skoku na bank - o, przepraszam - na wodę. Otóż w październiku ubiegłego roku odbyła się we Wrocławiu III edycja Wodnego Okrągłego Stołu (brzmi groźnie, nieprawdaż?), podczas której padła propozycja nadania rzekom... osobowości prawnej! Co prawda wtedy nie uściślono jeszcze formy takiej osobowości prawnej, ale nieodparcie narzuca mi się tu skojarzenie z prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych, które najpierw przekształcono w jednoosobowe spółki skarbu państwa, a dopiero potem rozszabrowano. Jeden z zapisów zamieszczonych w "Białej księdze" zdaje się potwiedzać te moje obawy. Nakazuje on zrównoważone gospodarowanie zasobami wodnymi rozdzielić pomiędzy dwa różne organy: sferę „imperium”, która obejmuje planowanie, zarządzanie, kontrolę, wydawanie decyzji dotyczącej wód, i sferę „dominium”, czyli administrowanie rzekami i urządzeniami wodnymi, jako majątkiem skarbu państwa. Oddanie wód powierzchniowych w zarząd przedsiębiorstw prywatnych (zapewne głównie tym z kapitałem zagranicznym) byłoby czytelnym krokiem ku tzw. prywatyzacji. Warto zauważyć, że wraz z nowym rozdaniem rządowym zmieniło się kierownictwo Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, które jest jak dotąd głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną. Jak długo utrzyma się taki stan rzeczy? Czy Joanna Kopczyńska, nowa prezes PGWWP, otrzymała już odpowiednie dyspozycje i zaznajomiła się z marszrutą czekających nas procesów legislacyjnych wyłączających wody powierzchniowe z państwowych zasobów naturalnych? Odpowiedzi na te pytania poznamy za niedługo, ale kto je dostrzeże w ferworze ustawionych partyjnych nawalanek? Dla półprzytomniej polskiej publiczności znacznie ważniejsze od praw własności wody jest to, czy Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik opuszczą areszt w parzysty czy nieparzysty dzień miesiąca.
Taka jest ta nasza szachownica. Wodoodporna.
Krzysztof Zagozda
Tak dzieje się choćby z wodą. Nie dość, że w obce ręce przeszło już sporo aktywów przedsiębiorstw odpowiedzialnych za dystrybucję tego najbardziej strategicznego zasobu naturalnego, to teraz rozpoczęła się arcyważna gra o własność samej wody. W marcu zeszłego roku do rąk samorządowców trafił raport "Biała księga polskich rzek", opracowany przez opiniotwórczą Fundację WWF, międzynarodową Fundację ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, Fundację Frank Bold (znana z akcji wymierzonych w dobro polskiego górnictwa węglowego), Fundację Greenmind (wspierana finansowo przez Fundację im. Stefana Batorego) i parę innych. Rzecz jasna w dokumencie tym jeszcze nie wybrzmiewa explicite postulat sprywatyzowania polskich zasobów wodnych. Na to przyjdzie czas. Publiczność należy wcześniej odpowiednio omamić, co dla zaprawionych w boju pijarowców Sanhedrynu jest łatwe niczym wyciśnięcie pryszcza na cudzej brodzie. Skoro Polacy siedzieli cicho, gdy rabowano majątek wypracowany przez ich przodków, to w milczeniu będą przyglądać się, jak to obcy kładą swoje kosmate łapska na życiodajnym Boskim darze. Przynajmniej taki jest plan. Jeśli powiem, że to sprytny plan, to tak, jakbym nie powiedział nic. Tu wszystko ma spiąć się niczym kamienie w słynnym murze w inkaskim Cusco.
Choć nie dam głowy, że stara rzymska maksyma "is fecit, cui prodest" urzeczywistniła się w przypadku głośnej katastrofy odrzańskiej z 2022 roku, to jednak właśnie to wydarzenie stało się pretekstem do rozpoczęcia procederu rabowania polskiej wody. "Biała księga" konsumuje je z marnie krytym zadowoleniem, strasząc czytelników, że zgodnie z jakąś unijną dyrektywą nasze wody powierzchniowe muszą osiągnąć cacy-jakość najpóźniej do 2027 roku. Metoda wykorzystująca presję czasu kolejny już raz ma wyłączyć nasze myślenie i zepchnąć odpowiedzialność na barki rzekomych ekspertów. A ci tylko na to czekają. Mają już gotowy - a jakże! - plan skoku na bank - o, przepraszam - na wodę. Otóż w październiku ubiegłego roku odbyła się we Wrocławiu III edycja Wodnego Okrągłego Stołu (brzmi groźnie, nieprawdaż?), podczas której padła propozycja nadania rzekom... osobowości prawnej! Co prawda wtedy nie uściślono jeszcze formy takiej osobowości prawnej, ale nieodparcie narzuca mi się tu skojarzenie z prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych, które najpierw przekształcono w jednoosobowe spółki skarbu państwa, a dopiero potem rozszabrowano. Jeden z zapisów zamieszczonych w "Białej księdze" zdaje się potwiedzać te moje obawy. Nakazuje on zrównoważone gospodarowanie zasobami wodnymi rozdzielić pomiędzy dwa różne organy: sferę „imperium”, która obejmuje planowanie, zarządzanie, kontrolę, wydawanie decyzji dotyczącej wód, i sferę „dominium”, czyli administrowanie rzekami i urządzeniami wodnymi, jako majątkiem skarbu państwa. Oddanie wód powierzchniowych w zarząd przedsiębiorstw prywatnych (zapewne głównie tym z kapitałem zagranicznym) byłoby czytelnym krokiem ku tzw. prywatyzacji. Warto zauważyć, że wraz z nowym rozdaniem rządowym zmieniło się kierownictwo Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, które jest jak dotąd głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną. Jak długo utrzyma się taki stan rzeczy? Czy Joanna Kopczyńska, nowa prezes PGWWP, otrzymała już odpowiednie dyspozycje i zaznajomiła się z marszrutą czekających nas procesów legislacyjnych wyłączających wody powierzchniowe z państwowych zasobów naturalnych? Odpowiedzi na te pytania poznamy za niedługo, ale kto je dostrzeże w ferworze ustawionych partyjnych nawalanek? Dla półprzytomniej polskiej publiczności znacznie ważniejsze od praw własności wody jest to, czy Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik opuszczą areszt w parzysty czy nieparzysty dzień miesiąca.
Taka jest ta nasza szachownica. Wodoodporna.
Krzysztof Zagozda
Strona
główna
|
Indeks
tekstów
|
Indeks
nazwisk
|
Zagopedia!
|
Do czytelników: stąd
zacznijcie podróż po tym serwisie! Od prawie czterdziestu lat inwentaryzuję aktywność tajnych związków działających w polskiej przestrzeni publicznej, zarówno politycznej, jak i eklezjalnej. Ostatnią dekadę poświęciłem przede wszystkim odszukaniu odpowiedzi na następujące pytanie: jak to możliwe, że zmiany, które wprowadzono w Kościele w Polsce po Soborze Watykańskim II, nie spotkały się nie tylko z żadnym stanowczym sprzeciwem, ale nawet z jakąkolwiek kontestacją ze strony osób posiadających odpowiedni do tego autorytet i kompetencje. Posoborową rewolucję zaakceptowała cała kościelna hierarchia, funkcyjni duchowni szkół wszystkich rodzajów i poziomów, zwierzchnicy zakonów i zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich, członkowie kapituł katedralnych i rad kapłańskich, administracja kurialna, teologowie duchowni i świeccy. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że to temat tabu, że prawie nikt oprócz mnie nie stawia takich pytań. Mało tego, publicznie formułowane przeze mnie wątpliwości natrafiały na mur milczenia, a w krańcowych sytuacjach stawały się obiektem szyderstw. Wcale nie mam tu na myśli reakcji wyłącznie środowisk modernistycznych, ale również tych grup, które usilnie akcentują swoje zakorzenienie w katolickiej Świętej Tradycji. Cóż, sytuacja ta pozytywnie weryfikuje niestarzejącą się metodę kontrolowania przeciwników: jeśli nie możesz zatrzymać ich pochodu, to stań na jego czele. Wiedziony tym doświadczeniem trzymam się za dala od większości tzw. inicjatyw oddolnych. Przed trzema laty natrafiłem na informację o powołanym do życia w 1914 roku Stowarzyszeniu Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej, zwanych potocznie charystami. Odtąd wszystkie niepokojące mnie wątki dotyczące najnowszej historii Kościoła w Polsce - a do tej pory pozostające z sobą w pewnym nieładzie poznawczym - utworzyły ciąg logicznych powiązań personalno-organizacyjnych, czytelnie ilustrujących przebieg procesów "reformatorskich" przygotowujących kościelną substancję na nadejście teologicznej i liturgicznej "odnowy". Analiza zgromadzonej wiedzy umożliwia mi wnioskowanie, że odpowiedzialność za sprawne wdrożenie reform soborowych, a w ich konsekwencji moralny i instytucjonalny rozkład Kościoła w Polsce, ponoszą duchowni i świeccy zorganizowani w ramach koterii charystycznej (od 1 września 1939 r. niejawnej), działający - według nomenkltury prawnej - wspólnie i w porozumieniu. Ich zaszłą i aktualną aktywność monitoruje niniejszy serwis. Jednocześnie staram się unikać oceny intencjonalności poczynań poszczególnych osób uwikłanych w antykatolicki spisek. Motywacje ich aktywności z pewnością bywały różne: od zamiaru celowego czynienia szkody Kościołowi, przez nieświadome wyrządzenie mu krzywdy w stanie ideowego zbałamucenia, aż do cynicznej gry podjętej w imię osiągnięcia wymiernych partykularnych korzyści. Serwis ten ma charakter publicystyczny, stąd nie wypełnia standardów pracy naukowej. Choć nie jestem zawodowym historykiem, lecz filologiem, to doskonale zdaję sobie sprawę z potrzeby nadania prezentowanej tu wiedzy parametrów badawczych. Jeśli tylko okoliczności mi na to pozwolą, będę czynił to sukcesywnie w formule serii książkowej. Przewiduję, że wśród czytelników tego serwisu znajdą się osoby lepiej obeznane, potrafiące uzupełnić zaprezentowane tu przeze mnie wydarzenia o nowe fakty. Za wielce prawdopodobną, a może i nawet pewną, uznaję obecność tutaj byłych bądź wciąż czynnych uczestników rzeczonego sprzysiężenia. Apeluję do nich: sami bądź za moim pośrednictwem ujawnijcie całą prawdę o tym, czego byliście uczestnikami lub świadkami. Być może to Wasza ostatnia szansa, by zadośćuczynić Bogu i ludziom. Gwarantuję Wam całkowitą anonimowość. Credo in Deum Patrem omnipotentem, Creatorem caeli et terrae; et in Iesum Christum, Filium eius unicum, Dominum nostrum; qui conceptus est de Spiritu Sancto, natus ex Maria Virgine; passus sub Pontio Pilato, crucifixus, mortuus, et sepultus; descendit ad inferos; tertia die resurrexit a mortuis; ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis; inde venturus est iudicare vivos et mortuos. Credo in Spiritum Sanctum; sanctam Ecclesiam catholicam, sanctorum communionem; remissionem peccatorum; carnis resurrectionem; vitam aeternam. Amen. Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix, nostras deprecationes ne despicias in necessitatibus nostris, sed a periculis cunctis libera nos semper, Virgo gloriosa et benedicta, Domina nostra, Mediatrix nostra, Advocata nostra, Consolatrix nostra. Tuo Filio nos reconcilia, tuo Filio nos commenda, tuo Filio nos repraesenta. Każdego, kto odwiedza to miejsce, proszę o choćby krótką modlitwę w mojej intencji. Krzysztof Zagozda Wszystkich czytelników serwisu zachęcam do kontaktu ze mną: krzysztof@zagozda.info |