
Unia Europejska czy Polin? Czy stać nas na zimną kalkulację?
Pierwsza publikacja: 9 kwietnia 2025 r.

Twardowski
siedział rano przy biurku w swoim gabinecie. Przed nim leżała sterta
nowych książek, które przeglądał jedna po drugiej.
Było to jego stałą metoda, że gdy przyjeżdżał do nowego kraju,
rozczytywał się w jego literaturze powieściowej, co mu dawało pewne
pojecie o miejscowych stosunkach i o psychice społeczeństwa. Teraz
właśnie zabierał się do współczesnej, powojennej powieści
polskiej. Wśród tego zajęcia usłyszał dzwonek u drzwi
wejściowych. Za chwilę wszedł służący i podał mu bilet wizytowy:
Przyznaję szczerze, że "Dziedzictwa" Romana Dmowskiego nie przeczytałem jednym tchem. Ale nie stało się tak wyłącznie dlatego, że z książką tą - jako politycznie niepoprawną - w realiach lat osiemdziesiątych XX wieku mogłem obcować wyłącznie w uczelnianej czytelni. Mało tego, by nikt z innych studentów nie zainteresował się moją lekturą, umieszczano mnie na zapleczu dostępnym wyłącznie dla pracowników naukowych. Jedyny dostępny egzemplarz miał nieporozcinane strony i dobrze pamiętam, z jakim skupieniem i sztubacką pokorą operowałem mosiężnym nożykiem do papieru będącym na wyposażeniu czytelni. Zapewne wyglądałem wówczas jak poszukiwacz skarbów na chwilę przed uchyleniem wieka zdobnej szkatuły.
Od tamtego czasu minęło prawie czterdzieści lat, ale na każdym kroku przekonuję się, jak wiele wizytówek z nazwiskiem CULMER krąży nad Wisłą. Bez trudu znajdziemy je naklejone na odwrocie logotypów wszystkich wiodących partii politycznych III RP, dopięte pod traktatem akcesyjnym Polski do UE, dokumentami wywłaszczającymi nas z narodowego majątku, zezwalającymi na zalanie Ukraińcami, itd. Właśnie teraz z maszyn drukarskich schodzi niezwykle ważna, wręcz historycznej wagi broszura również sygnowana CULMEREM. W zasadzie jest to jej wstępne wydanie, gdyż za kilka miesięcy przewidziany jest dodruk zawierający kluczowe uzupełnienie. Czego dotyczy?
Zanim zaspokoję Waszą ciekawość, naszkicuję fenomen nadchodzących zmian politycznych, tych globalnych i tych lokalnych. Oczywistym celem, do którego dąży Sanhedryn jest formalne ustanowienie własnego państwa na terenach wchodzących w skład dawnej Wielkiej Rzeczpospolitej, otoczonego potulnymi państwami satelitarnymi i cieszącego się poparciem dwóch wielkich graczy: otwartym USA i cichym Rosji. Ideę tę jako pierwszy publicznie sformułował Jakub Frank i krok po kroku wcielana jest w życie od bez mała trzystu lat. Realizacji tego planu służyły nasze liczne insurekcje, a ostatnio - dziwna wojna rosyjsko-ukraińska, stopniowe wycofywanie się USA z NATO oraz zbliżająca się dekompozycja UE. Na krajowym podwórku będziemy za chwilę świadkami przetasowań partyjnych: otwartej zażyłości PiS-u z Konfederacją, przyspieszonych wyborów parlamentarnych oraz silnej propagandy na rzecz Polexitu. Ostatnią doniosłą decyzją rządu Donalda Tuska będzie wysłanie polskich żołnierzy z misją pokojową na Ukrainę, czym de facto rozpocznie się proces terytorialnego zrastania się dużej części dawnych Kresów Wschodnich z "Macierzą" (czego prostą konsekwencją będą narodziny ukraińskiego terroryzmu nad Wisłą, oczywiście ściśle kontrolowanego z zewnątrz).
Za chwilę przejdę do sedna sprawy, ale najpierw uprzejmie proszę Cię, Czytelniku, byś zapoznał się z moimi wcześniejszymi tekstami, które jednoznacznie definiują mój stosunek do Unii Europejskiej oraz wyjaśniają powody, dla których właśnie teraz winniśmy w niej pozostać. I jeszcze jedno: teksty te są dowodem na to, że procesy aneksyjne są od pewnego czasu na tyle czytelne, by w świetle wiedzy o doktrynie Sanhedrynu umieć je z wyprzedzeniem zdekonspirować.
Tekst z 1 lutego 2020 r.
Żeby od początku wszystko było jasne: głosowałem przeciw wstąpieniu Polski do UE, bo ta była i - zgodnie z moimi przewidywaniami - wciąż pozostaje tworem bardzo niebezpiecznym dla naszego państwa. Zawsze przestrzegałem przed unijną, czyli niemiecką dominacją i dynamicznie zachodzącymi procesami germanizacyjnymi. Jako jeden z nielicznych głośno krytykowałem zapędy proniemieckiego Ruchu Autonomii Śląska, złożyłem pozew o jego delegalizację. Doszło nawet do tego, że niektórzy śląscy autonomiści publicznie wskazywali mnie jako moralnego winowajcę śmierci ich zamordowanego prominentnego działacza, a w swoich publikacjach powielali sparodiowane moje wizerunki w niedwuznacznych pozach. Nikt nie ma zatem najmniejszego obiektywnego powodu, by zarzucać mi ciążenie ku Berlinowi i akceptację tej całej wieloobszarowej degrengolady, który przyszła do nas wraz z tzw. europejską narracją.
Dlaczego teraz o tym przypominam? Kilka dni temu przywołałem słynną Deklarację Wiktora Jarońskiego, posła do Dumy, który na wieść o wybuchu Wielkiej Wojny samodzielnie przemówił w imieniu narodu polskiego i w tej historycznej zawierusze, kierując się chłodną polityczną kalkulacją, spolaryzował go ku Rosji. Czas pokazał, że było to mistrzowskie posunięcie. Agenturalni krytycy od razu zaczęli zarzucać Jarońskiemu, że jego orientacja na Moskwę jest wynikiem rusofilstwa całej formacji politycznej, z której się wywodził, czyli narodowej demokracji. Nic bardziej mylnego! Endecja bowiem uznawała wówczas, że ze wszystkich zaborców to Rosja stanowi dla Polaków najmniejsze zagrożenie, gdyż nie jest dla nich atrakcyjna cywilizacyjnie. Innymi słowy: rusyfikacja nie była nawet w części tak skuteczna jak germanizacja i w rachunkach wszechpolaków korzystniejsze dla polskiego żywiołu byłoby scalenie ziem wszystkich trzech zaborów pod patronatem Moskwy a nie Berlina i Wiednia. Przebieg pierwszej wojny światowej pozytywnie zweryfikował polityczny racjonalizm endeków i nagrodził ich w 1918 roku, nieprzewidywalnym jeszcze cztery lata wcześniej, bonusem.
Szczytem megalomanii byłoby moje przyrównywanie się do Jarońskiego. Nigdy nie pchałem się i dziś nie pcham na polityczny piedestał. Nie mogę jednak milczeć w chwili, gdy moi rodacy kolejny raz dają się wodzić za nos syjonistycznym macherom i z rozpalonymi głowami wznoszą hasła Polexitu. Powtórzę zatem: bezdenną głupotą byłoby dziś porzucanie struktur unijnych, dających nam jedyną, oczywiście koślawą i mizerną, ale jednak realną kuratelę przed zakusami światowego żydostwa. Tylko germańskie interesy Unii Europejskiej mogą dyskretnie opóźniać zbliżające się wielkimi krokami usankcjonowanie nowego Izraela nad Wisłą. Skoro sami nie posiadamy dość siły, by poskromić te wrogie zakusy, to przynajmniej lekkomyślnie nie porzucajmy szansy na to, by otrzymać czas niezbędny do wewnętrznego wzmocnienia. Choć raz pokierujmy się chłodną kalkulacją a nie sztubackimi emocjami.
W tej historycznej chwili stanowczo powtarzam: należy przepędzić na cztery wiatry każdego polityka, który dziś będzie publicznie nawoływał do wystąpienia Polski z Unii Europejskiej, a tym samym do pogłębienia stanu jej bezbronności wobec niezwykle dynamicznego żywiołu żydowskiego. Pospolity trefniś z niego lub faryzeusz, a nie mąż stanu.
Unia Europejska - jako twór sztuczny i targany wieloma wewnętrznymi sporami - prędzej czy później, ale na pewno w wymiarze pokoleniowym, rozpadnie się i nas wypluje. Słabych i rozbitych, ale wolnych. Z kolei uchwycenie przez Żydów równych z Polakami praw do gospodarowania Rzeczpospolitą Przyjaciół może skutkować takim wymiarem narodowej tragedii, którego nie sposób zamknąć w żadnej perspektywie czasowej.
Dziś z premedytacją grzmię: Unia albo śmierć!
Tekst z 16 września 2021 r.
Jeśli dziś skandujesz hasło "Polexit", przyspieszasz nadejście Judeopolonii. I nie ma żadnego znaczenia, że jesteś gorącym patriotą i chcesz żyć w wolnym kraju. Bezwiednie wpisujesz się w ciąg klęsk kolejnych pokoleń Polaków niemiłosiernie ogrywanych przez cynicznych przeciwników.
Miłośnicy filmów przyrodniczych nie raz i nie dwa byli telewizyjnymi świadkami takiej oto dramatycznej sceny: drapieżniki ścierają się między sobą o trofeum, którym jest poraniona, dogorywająca ofiara. Czy jest jej wszystko jedno, kto wywalczy sobie prawo do zadania decydującego, śmiertelnego ciosu? Niekoniecznie. Bo jeśli łupem jest rącza gazela, która zachowała jeszcze dość sił, by czmychnąć przed silnym, ale stosunkowo powolnym krwiożercą, to jej szanse na przeżycie rosną, gdy stado hien przegna samotnego lwa.
Skąd tu takie przygnębiające odbiegnięcie od tematu? Ano stąd, że taką właśnie przywołaną gazelą jest nasza bezbronna ziemska ojczyzna, bezradnie obserwująca starcie dwóch, roszczących sobie prawa do niej, potęg: niemieckiej i chazarskiej. Obie nas dzisiaj nadgryzają, mając apetyt na znacznie więcej. Nie ulega wątpliwości, że każda z nich ma dość siły, by sobie z nami poradzić, z tym, że ta pierwsza - wykorzystując narzędzia Unii Europejskiej - potrzebować będzie na to znacznie więcej czasu. Z kolei ta druga, będąca głównym światowym mocarstwem (choć formalnie anonimowym), trzyma w swoim ręku wszystkie atuty (wymienię tu tylko władzę w Warszawie i polskie weksle). No, prawie wszystkie atuty, gdyż osiągnięcie celu uniemożliwiają jej uregulowania unijne, sankcjonujące dominujący tam status niemiecki. Po wyjściu Polski z UE znikną wszelkie zewnętrzne bariery powstrzymujące oficjalne nadejście Judeopolonii.
Mimo wszystko wciąż pozostajemy w położeniu ciut lepiej rokującym niż ta przywołana wyżej gazela. Możemy próbować grać na poróżnienie hien z lwem, zatamować sobie upływ krwi, a poranione miejsca obłożyć ziołami. Jeśli to wszystko będziemy czynić rozsądnie i merytorycznie, to oba drapieżniki obejdą się smakiem i szybko zmarnieją.
Szkoda tylko, że gazelę na co dzień prowadzą barany posłuszne hienom lub lwu.
Tekst z 16 marca 2024 r.
Zapewne dla niektórych z Was powoli staję się nudny z tym przywoływaniem własnych wcześniejszych wpisów. Bynajmniej nie czynię tego z narcystycznych pobudek. Powody takich działań są dwa: ujawnianie logiki spisku oraz formułowanie krótkookresowych priorytetów polskiej racji stanu. Dziś powtarzam to, co napisałem przed czterema laty: Unia Europejska albo śmierć (na tę chwilę)!
Nie wiem, czy koalicja o szyderczej twarzy Donalda Tuska dotrwa do konstytucyjnego końca kadencji parlamentarnej. Jestem za to przekonany, że po niej do władzy powróci formacja post-pisowska, by na fali nastrojów antyunijnych (poprzednicy bardzo się o nie postarają) oraz hurrapatriotycznych (to potrafią) przeprowadzić POLEXIT. Wiem, że dla niektórych zabrzmi to obrazoburczo, ale to Unia Europejska jest dziś dla Sanhedrynu ostatnią - oczywiście nie z gatunku tych nie do pokonania - formalną przeszkodą do uczynienia ważnych kroków w kierunku ostatecznego przekształcenia Polski w Polin. Nie, nie my sami, ale rachityczny niemiecki egoizm narodowy!
Roberta Bąkiewicza jakoś szczególnie przedstawiać tu nie muszę. To jeden z tych sprawnych funkcjonariuszy Sanhedrynu, którzy sprawują rząd dusz w środowiskach patriotycznych. Kilka dni temu ów gagatek powołał do życia partię polityczną o marketingowo chwytliwej nazwie: "Niepodległość" (notabene idealnie sprawdzi się ona jako forpoczta POLEXITU). Właśnie przeglądam jej deklarację ideową. Już pierwsze dwa punkty zdradzają "czosnkowy" charakter dokumentu:
1. Opuszczenie struktur Unii Europejskiej (dalej trele morele).
2. Zbudowanie w miejsce Unii Europejskiej ścisłego sojuszu państw leżących na terenach I Rzeczpospolitej pod nazwą „Nowa Rzeczpospolita” (dalej trele morele).
Nie zdziwiłbym się zbyt mocno, gdyby okazało się, że oba te precyzyjnie wskazane cele zostały żywcem zerżnięte z jakiego poufnego protokołu mędrców sanhedryńskich, zawierającego najkrótszą marszrutę do Polin. Jest tu zawarty ten sam przekaz, przed którym przestrzegam od wielu lat: odbudowa wielonarodowej I Rzeczpospolitej z bezwzględnie dominującym czynnikiem żydowskim oraz niebezpieczeństwo odpadnięcia od niej ziem uznawanych przez Berlin za "odwiecznie niemieckie" (swoista rekompensata za wyjście z UE). Sztucznie wywołany konflikt rosyjsko-ukraiński sprawnie działa jako katalizator tych dramatycznych dla nas rozstrzygnięć.
Po tym trochę przydługim wstępie przechodzę do zasadniczego celu, dla którego powstał ten artykuł, czyli do tej symbolicznej najnowszej broszury sygnowanej nazwiskiem CULMER. Otóż tytuł tego bestsellera wydanego przez Sanhedryn brzmi: "Niechciani imigranci". Tak, to kolejny majstersztyk realizowany właśnie teraz. Po co? Ano po to, by rozwścieczyć Polaków i rozbudzić nastroje antyunijne. PiS, Konfederacja i Korona (to jest ten uzupełniony dodruk) z tymi hasłami pójdą do wyborów prezydenckich i przyspieszonych - najpewniej jesiennych - parlamentarnych, w których zwolennicy PolExitu uzyskają zdecydowaną większość w ławach poselskich i senatorskich. Przy sprzyjającym im nowym prezydencie (Mentzen/Nawrocki) proces opuszczania struktur UE zostanie zainicjowany i dopięty.
Warto w tym miejscu zaznaczyć jeszcze dwie sprawy. Pierwszą wymagającą nowej interpretacji jest zachowanie przez państwo polskie własnej waluty. To od początku było sensowną zapowiedzią zdarzeń, które dziś stoją tuż przed nami. Dzięki temu wyjście ze struktur unijnych będzie procedurą stosunkowo prostą (wystarczy pójść drogą Wielkiej Brytanii). Druga ważna kwestia to nasilająca się u nas propaganda prożydowska, realizowana przez instytucje państowe, samorządowe i prywatne, polityczne i społeczne, naukowe i kulturalne, świeckie i duchowne. Wtłacza nam się do głów kłamliwą narrację, jakoby Żydzi byli naturalnymi i prawowitymi współgospodarzami naszych ziem, że przybyli na nie równolegle ze Słowianami, że przez całe wieki sumiennie pracowali na rzecz wspólnego dobra, że zawsze byli lojalnymi obywatelami i zachowywali się w sposób nadzwyczaj odpowiedzialny za losy Polski. Jednym z ostatnich ważnych zadań ekipy Donalda Tuska będzie radykalne zaostrzenie kar za tzw. mowę nienawiści. Nowa ustawa ma na zawsze zamknąć usta tym, którzy stanowiliby potencjalne zagrożenie dla Judeopolonii. Owszem, nowy parlament popsioczy na tę regulację, być może nawet kosmetycznie ją poprawi, ale w istocie rzeczy pozostawi bez zasadniczych zmian jako gwaranta niezakłóconej transformacji państwa.
Ktoś może teraz słusznie postawić takie oto pytanie: to po co Sanhedryn wepchnął nas do tej Unii? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. UE zrobiła z nami to, co zrobić miała, czyli wytransferowała poza nasze granice własność majątku narodowego, zadłużyła Polaków i ubabrała w moralnej nieczystości, ostudziła instynkt patriotyczny, zmiażdżyła autorytet wiary katolickiej, ukształtowała system partyjny eliminując z niego zaczyn obozu narodowego, sprowadziła zarzewie konfliktu narodowościowego grożącego wojną domową, itp. Odtąd będzie służyła za chłopca do bicia niczym nieboszczka PRL, której przypisano odpowiedzialność za "całe zło tego świata" i okrzyknięto przyczyną wprowadzania drastycznych zmian własnościowych i socjalnych. Unia Europejska jako "mądrość etapu" wykonała swoje zadanie i wróci za Odrę. To na nią spadnie całe odium zbliżającego się kryzysu gospodarczego i społecznego. Polacy za chwilę dowiedzą się, ile dokładaliśmy do kasy wspólnotowej, z ulgą przyjmą ograniczenia w promocji zboczeń i zatrzymanie napływu "inżynierów" z Afryki (Polin ich nijak nie potrzebuje).
Warto zwrócić uwagę na koincydencję dat, w jakiej się znaleźliśmy. Nie wolno nam jej lekceważyć, gdyż judaizm kabalistyczny - a to on jest motorem napędowym i wyznacznikiem celów dla naszych przeciwników - przykłada olbrzymią wagę nie tylko do gematrii, czyli żydowskiej wersji wróżb numerologicznych, ale również do okrągłych rocznic szczęśliwych dla niego wydarzeń, często próbując skorelować z nimi najbliższą przyszłość i uprzednim powodzeniem objąć nadchodzący czas. W tym roku przypada 1000-lecie "koronacji Polski", a ostateczne pchnięcie nas w kierunku Polin właśnie teraz dobrze wpisałoby się w psychologiczną konstrukcję żydowskiego egoizmu plemienno-religijnego. Za rok również przypadają dwie ważne daty: 300. rocznica urodzin Jakuba Franka oraz 100. rocznica zamachu majowego, czyli zbrodniczego, masońskiego powstrzymania marszu Polaków ku Wielkiej Katolickiej Polsce. ONI mają co świętować
Czy żywioł polski stać na przerwanie realizacji nakreślonego tu scenariusza? Obawiam się, że nie. Prawdę mówiąc nie znam żadnego patriotycznego środowiska politycznego, które by "myślało na zaś", potrafiło trafnie rozpoznać toczącą się grę i choćby podpisać się pod niniejszym tekstem (o sile mogącej zatrzymać tok wydarzeń już nawet nie wspominam). Tak, na tę chwilę pozostajemy bezbronni, rozgrywani niczym dzieci. Nie oznacza to jednak, że już przegraliśmy. W pewnym momencie opadną wszystkie maski tak szczelnie dziś zakrywające twarze polityków. Musimy być na tę chwilę dobrze przygotowani!
Na koniec jeszcze rzecz wagi najwyższej: obojętnie jak daleko posuną się nasi wrogowie w realizacji swoich drapieżnych celów, nam nigdy nie będzie wolno pogodzić się z porażką ani utracić elementarnego zdrowego rozsądku. Nie dajmy rzucić się "w bój bez broni" wyśpiewując "dziś twój tryumf albo zgon" (notabene warto by poświęcić trochę uwagi na to, kim byli autorzy najbardziej popularnych piosenek i pieśni uchodzących za patriotyczne). Nawet jeśli nasze pokolenie nie okaże się zdolne do upilnowania polskiego interesu narodowego, to... na nas świat się nie kończy. Nie ma na nim niczego trwałego, co zbudowane byłoby przez człowieka. Upadały wielkie imperia i najkrwawsi dyktatorzy. Po nich zawsze przychodziło nowe. Oby okazało się lepsze dla naszych potomnych. Dla nich zachowajmy nasz święty depozyt.
Niech na ten czas wielkiej próby błogosławi nam Jezus Chrystus, a Jego Najświętsza Matka, nasza Królowa i Hetmanka, niech czuwa nad nami!
Krzysztof Zagozda
UWAGA.Zarówno strona zagozda.info jak i rozsyłane przeze mnie Pakiety Subskrybcyjne dostępne są zupełnie bezpłatnie. Jeśli jednak ktoś zechce wesprzeć te działania drobną ofiarą i w ten sposób przyczynić się do rozwoju tych przedsięwzięć, może dokonać dobrowolnej wpłaty o tytule "darowizna" na rachunek podany tutaj. Serdeczne Bóg zapłać!
Odwiedź mnie na Facebooku
Odwiedź mój fanpage na Facebooku
HENRYK CULMER
Kto
to być może?...
Wszedł pan średniego wzrostu, dość otyły w wieku lat sokolo
sześćdziesięciu. Wyglądał imponująco... Duża, biała grzywa, zarzucona w
tył i równie biała, przystrzyżona na ostro broda. Od tej
białości odbijały czerwone, lśniące policzki i jeszcze czerwieńsze
wargi: dolna, gruba, opuszczona i zgięta w dziobek, niby przygotowany
do ciągnięcia jakiejś słodyczy. Najbardziej uderzały oczy o czarnej jak
węgle, gorejące jak węgle rozżarzone, oczy prawie nigdy niespotykane
pod północnym niebem. Wiał od nich żar arabskiej czy
syryjskiej
pustyni.
- Semita - rzekł sobie w duchu Twardowski.Przyznaję szczerze, że "Dziedzictwa" Romana Dmowskiego nie przeczytałem jednym tchem. Ale nie stało się tak wyłącznie dlatego, że z książką tą - jako politycznie niepoprawną - w realiach lat osiemdziesiątych XX wieku mogłem obcować wyłącznie w uczelnianej czytelni. Mało tego, by nikt z innych studentów nie zainteresował się moją lekturą, umieszczano mnie na zapleczu dostępnym wyłącznie dla pracowników naukowych. Jedyny dostępny egzemplarz miał nieporozcinane strony i dobrze pamiętam, z jakim skupieniem i sztubacką pokorą operowałem mosiężnym nożykiem do papieru będącym na wyposażeniu czytelni. Zapewne wyglądałem wówczas jak poszukiwacz skarbów na chwilę przed uchyleniem wieka zdobnej szkatuły.
Od tamtego czasu minęło prawie czterdzieści lat, ale na każdym kroku przekonuję się, jak wiele wizytówek z nazwiskiem CULMER krąży nad Wisłą. Bez trudu znajdziemy je naklejone na odwrocie logotypów wszystkich wiodących partii politycznych III RP, dopięte pod traktatem akcesyjnym Polski do UE, dokumentami wywłaszczającymi nas z narodowego majątku, zezwalającymi na zalanie Ukraińcami, itd. Właśnie teraz z maszyn drukarskich schodzi niezwykle ważna, wręcz historycznej wagi broszura również sygnowana CULMEREM. W zasadzie jest to jej wstępne wydanie, gdyż za kilka miesięcy przewidziany jest dodruk zawierający kluczowe uzupełnienie. Czego dotyczy?
Zanim zaspokoję Waszą ciekawość, naszkicuję fenomen nadchodzących zmian politycznych, tych globalnych i tych lokalnych. Oczywistym celem, do którego dąży Sanhedryn jest formalne ustanowienie własnego państwa na terenach wchodzących w skład dawnej Wielkiej Rzeczpospolitej, otoczonego potulnymi państwami satelitarnymi i cieszącego się poparciem dwóch wielkich graczy: otwartym USA i cichym Rosji. Ideę tę jako pierwszy publicznie sformułował Jakub Frank i krok po kroku wcielana jest w życie od bez mała trzystu lat. Realizacji tego planu służyły nasze liczne insurekcje, a ostatnio - dziwna wojna rosyjsko-ukraińska, stopniowe wycofywanie się USA z NATO oraz zbliżająca się dekompozycja UE. Na krajowym podwórku będziemy za chwilę świadkami przetasowań partyjnych: otwartej zażyłości PiS-u z Konfederacją, przyspieszonych wyborów parlamentarnych oraz silnej propagandy na rzecz Polexitu. Ostatnią doniosłą decyzją rządu Donalda Tuska będzie wysłanie polskich żołnierzy z misją pokojową na Ukrainę, czym de facto rozpocznie się proces terytorialnego zrastania się dużej części dawnych Kresów Wschodnich z "Macierzą" (czego prostą konsekwencją będą narodziny ukraińskiego terroryzmu nad Wisłą, oczywiście ściśle kontrolowanego z zewnątrz).
Za chwilę przejdę do sedna sprawy, ale najpierw uprzejmie proszę Cię, Czytelniku, byś zapoznał się z moimi wcześniejszymi tekstami, które jednoznacznie definiują mój stosunek do Unii Europejskiej oraz wyjaśniają powody, dla których właśnie teraz winniśmy w niej pozostać. I jeszcze jedno: teksty te są dowodem na to, że procesy aneksyjne są od pewnego czasu na tyle czytelne, by w świetle wiedzy o doktrynie Sanhedrynu umieć je z wyprzedzeniem zdekonspirować.
Tekst z 1 lutego 2020 r.
Żeby od początku wszystko było jasne: głosowałem przeciw wstąpieniu Polski do UE, bo ta była i - zgodnie z moimi przewidywaniami - wciąż pozostaje tworem bardzo niebezpiecznym dla naszego państwa. Zawsze przestrzegałem przed unijną, czyli niemiecką dominacją i dynamicznie zachodzącymi procesami germanizacyjnymi. Jako jeden z nielicznych głośno krytykowałem zapędy proniemieckiego Ruchu Autonomii Śląska, złożyłem pozew o jego delegalizację. Doszło nawet do tego, że niektórzy śląscy autonomiści publicznie wskazywali mnie jako moralnego winowajcę śmierci ich zamordowanego prominentnego działacza, a w swoich publikacjach powielali sparodiowane moje wizerunki w niedwuznacznych pozach. Nikt nie ma zatem najmniejszego obiektywnego powodu, by zarzucać mi ciążenie ku Berlinowi i akceptację tej całej wieloobszarowej degrengolady, który przyszła do nas wraz z tzw. europejską narracją.
Dlaczego teraz o tym przypominam? Kilka dni temu przywołałem słynną Deklarację Wiktora Jarońskiego, posła do Dumy, który na wieść o wybuchu Wielkiej Wojny samodzielnie przemówił w imieniu narodu polskiego i w tej historycznej zawierusze, kierując się chłodną polityczną kalkulacją, spolaryzował go ku Rosji. Czas pokazał, że było to mistrzowskie posunięcie. Agenturalni krytycy od razu zaczęli zarzucać Jarońskiemu, że jego orientacja na Moskwę jest wynikiem rusofilstwa całej formacji politycznej, z której się wywodził, czyli narodowej demokracji. Nic bardziej mylnego! Endecja bowiem uznawała wówczas, że ze wszystkich zaborców to Rosja stanowi dla Polaków najmniejsze zagrożenie, gdyż nie jest dla nich atrakcyjna cywilizacyjnie. Innymi słowy: rusyfikacja nie była nawet w części tak skuteczna jak germanizacja i w rachunkach wszechpolaków korzystniejsze dla polskiego żywiołu byłoby scalenie ziem wszystkich trzech zaborów pod patronatem Moskwy a nie Berlina i Wiednia. Przebieg pierwszej wojny światowej pozytywnie zweryfikował polityczny racjonalizm endeków i nagrodził ich w 1918 roku, nieprzewidywalnym jeszcze cztery lata wcześniej, bonusem.
Szczytem megalomanii byłoby moje przyrównywanie się do Jarońskiego. Nigdy nie pchałem się i dziś nie pcham na polityczny piedestał. Nie mogę jednak milczeć w chwili, gdy moi rodacy kolejny raz dają się wodzić za nos syjonistycznym macherom i z rozpalonymi głowami wznoszą hasła Polexitu. Powtórzę zatem: bezdenną głupotą byłoby dziś porzucanie struktur unijnych, dających nam jedyną, oczywiście koślawą i mizerną, ale jednak realną kuratelę przed zakusami światowego żydostwa. Tylko germańskie interesy Unii Europejskiej mogą dyskretnie opóźniać zbliżające się wielkimi krokami usankcjonowanie nowego Izraela nad Wisłą. Skoro sami nie posiadamy dość siły, by poskromić te wrogie zakusy, to przynajmniej lekkomyślnie nie porzucajmy szansy na to, by otrzymać czas niezbędny do wewnętrznego wzmocnienia. Choć raz pokierujmy się chłodną kalkulacją a nie sztubackimi emocjami.
W tej historycznej chwili stanowczo powtarzam: należy przepędzić na cztery wiatry każdego polityka, który dziś będzie publicznie nawoływał do wystąpienia Polski z Unii Europejskiej, a tym samym do pogłębienia stanu jej bezbronności wobec niezwykle dynamicznego żywiołu żydowskiego. Pospolity trefniś z niego lub faryzeusz, a nie mąż stanu.
Unia Europejska - jako twór sztuczny i targany wieloma wewnętrznymi sporami - prędzej czy później, ale na pewno w wymiarze pokoleniowym, rozpadnie się i nas wypluje. Słabych i rozbitych, ale wolnych. Z kolei uchwycenie przez Żydów równych z Polakami praw do gospodarowania Rzeczpospolitą Przyjaciół może skutkować takim wymiarem narodowej tragedii, którego nie sposób zamknąć w żadnej perspektywie czasowej.
Dziś z premedytacją grzmię: Unia albo śmierć!
Tekst z 16 września 2021 r.
Jeśli dziś skandujesz hasło "Polexit", przyspieszasz nadejście Judeopolonii. I nie ma żadnego znaczenia, że jesteś gorącym patriotą i chcesz żyć w wolnym kraju. Bezwiednie wpisujesz się w ciąg klęsk kolejnych pokoleń Polaków niemiłosiernie ogrywanych przez cynicznych przeciwników.
Miłośnicy filmów przyrodniczych nie raz i nie dwa byli telewizyjnymi świadkami takiej oto dramatycznej sceny: drapieżniki ścierają się między sobą o trofeum, którym jest poraniona, dogorywająca ofiara. Czy jest jej wszystko jedno, kto wywalczy sobie prawo do zadania decydującego, śmiertelnego ciosu? Niekoniecznie. Bo jeśli łupem jest rącza gazela, która zachowała jeszcze dość sił, by czmychnąć przed silnym, ale stosunkowo powolnym krwiożercą, to jej szanse na przeżycie rosną, gdy stado hien przegna samotnego lwa.
Skąd tu takie przygnębiające odbiegnięcie od tematu? Ano stąd, że taką właśnie przywołaną gazelą jest nasza bezbronna ziemska ojczyzna, bezradnie obserwująca starcie dwóch, roszczących sobie prawa do niej, potęg: niemieckiej i chazarskiej. Obie nas dzisiaj nadgryzają, mając apetyt na znacznie więcej. Nie ulega wątpliwości, że każda z nich ma dość siły, by sobie z nami poradzić, z tym, że ta pierwsza - wykorzystując narzędzia Unii Europejskiej - potrzebować będzie na to znacznie więcej czasu. Z kolei ta druga, będąca głównym światowym mocarstwem (choć formalnie anonimowym), trzyma w swoim ręku wszystkie atuty (wymienię tu tylko władzę w Warszawie i polskie weksle). No, prawie wszystkie atuty, gdyż osiągnięcie celu uniemożliwiają jej uregulowania unijne, sankcjonujące dominujący tam status niemiecki. Po wyjściu Polski z UE znikną wszelkie zewnętrzne bariery powstrzymujące oficjalne nadejście Judeopolonii.
Mimo wszystko wciąż pozostajemy w położeniu ciut lepiej rokującym niż ta przywołana wyżej gazela. Możemy próbować grać na poróżnienie hien z lwem, zatamować sobie upływ krwi, a poranione miejsca obłożyć ziołami. Jeśli to wszystko będziemy czynić rozsądnie i merytorycznie, to oba drapieżniki obejdą się smakiem i szybko zmarnieją.
Szkoda tylko, że gazelę na co dzień prowadzą barany posłuszne hienom lub lwu.
Tekst z 16 marca 2024 r.
Zapewne dla niektórych z Was powoli staję się nudny z tym przywoływaniem własnych wcześniejszych wpisów. Bynajmniej nie czynię tego z narcystycznych pobudek. Powody takich działań są dwa: ujawnianie logiki spisku oraz formułowanie krótkookresowych priorytetów polskiej racji stanu. Dziś powtarzam to, co napisałem przed czterema laty: Unia Europejska albo śmierć (na tę chwilę)!
Nie wiem, czy koalicja o szyderczej twarzy Donalda Tuska dotrwa do konstytucyjnego końca kadencji parlamentarnej. Jestem za to przekonany, że po niej do władzy powróci formacja post-pisowska, by na fali nastrojów antyunijnych (poprzednicy bardzo się o nie postarają) oraz hurrapatriotycznych (to potrafią) przeprowadzić POLEXIT. Wiem, że dla niektórych zabrzmi to obrazoburczo, ale to Unia Europejska jest dziś dla Sanhedrynu ostatnią - oczywiście nie z gatunku tych nie do pokonania - formalną przeszkodą do uczynienia ważnych kroków w kierunku ostatecznego przekształcenia Polski w Polin. Nie, nie my sami, ale rachityczny niemiecki egoizm narodowy!
Roberta Bąkiewicza jakoś szczególnie przedstawiać tu nie muszę. To jeden z tych sprawnych funkcjonariuszy Sanhedrynu, którzy sprawują rząd dusz w środowiskach patriotycznych. Kilka dni temu ów gagatek powołał do życia partię polityczną o marketingowo chwytliwej nazwie: "Niepodległość" (notabene idealnie sprawdzi się ona jako forpoczta POLEXITU). Właśnie przeglądam jej deklarację ideową. Już pierwsze dwa punkty zdradzają "czosnkowy" charakter dokumentu:
1. Opuszczenie struktur Unii Europejskiej (dalej trele morele).
2. Zbudowanie w miejsce Unii Europejskiej ścisłego sojuszu państw leżących na terenach I Rzeczpospolitej pod nazwą „Nowa Rzeczpospolita” (dalej trele morele).
Nie zdziwiłbym się zbyt mocno, gdyby okazało się, że oba te precyzyjnie wskazane cele zostały żywcem zerżnięte z jakiego poufnego protokołu mędrców sanhedryńskich, zawierającego najkrótszą marszrutę do Polin. Jest tu zawarty ten sam przekaz, przed którym przestrzegam od wielu lat: odbudowa wielonarodowej I Rzeczpospolitej z bezwzględnie dominującym czynnikiem żydowskim oraz niebezpieczeństwo odpadnięcia od niej ziem uznawanych przez Berlin za "odwiecznie niemieckie" (swoista rekompensata za wyjście z UE). Sztucznie wywołany konflikt rosyjsko-ukraiński sprawnie działa jako katalizator tych dramatycznych dla nas rozstrzygnięć.
Po tym trochę przydługim wstępie przechodzę do zasadniczego celu, dla którego powstał ten artykuł, czyli do tej symbolicznej najnowszej broszury sygnowanej nazwiskiem CULMER. Otóż tytuł tego bestsellera wydanego przez Sanhedryn brzmi: "Niechciani imigranci". Tak, to kolejny majstersztyk realizowany właśnie teraz. Po co? Ano po to, by rozwścieczyć Polaków i rozbudzić nastroje antyunijne. PiS, Konfederacja i Korona (to jest ten uzupełniony dodruk) z tymi hasłami pójdą do wyborów prezydenckich i przyspieszonych - najpewniej jesiennych - parlamentarnych, w których zwolennicy PolExitu uzyskają zdecydowaną większość w ławach poselskich i senatorskich. Przy sprzyjającym im nowym prezydencie (Mentzen/Nawrocki) proces opuszczania struktur UE zostanie zainicjowany i dopięty.
Warto w tym miejscu zaznaczyć jeszcze dwie sprawy. Pierwszą wymagającą nowej interpretacji jest zachowanie przez państwo polskie własnej waluty. To od początku było sensowną zapowiedzią zdarzeń, które dziś stoją tuż przed nami. Dzięki temu wyjście ze struktur unijnych będzie procedurą stosunkowo prostą (wystarczy pójść drogą Wielkiej Brytanii). Druga ważna kwestia to nasilająca się u nas propaganda prożydowska, realizowana przez instytucje państowe, samorządowe i prywatne, polityczne i społeczne, naukowe i kulturalne, świeckie i duchowne. Wtłacza nam się do głów kłamliwą narrację, jakoby Żydzi byli naturalnymi i prawowitymi współgospodarzami naszych ziem, że przybyli na nie równolegle ze Słowianami, że przez całe wieki sumiennie pracowali na rzecz wspólnego dobra, że zawsze byli lojalnymi obywatelami i zachowywali się w sposób nadzwyczaj odpowiedzialny za losy Polski. Jednym z ostatnich ważnych zadań ekipy Donalda Tuska będzie radykalne zaostrzenie kar za tzw. mowę nienawiści. Nowa ustawa ma na zawsze zamknąć usta tym, którzy stanowiliby potencjalne zagrożenie dla Judeopolonii. Owszem, nowy parlament popsioczy na tę regulację, być może nawet kosmetycznie ją poprawi, ale w istocie rzeczy pozostawi bez zasadniczych zmian jako gwaranta niezakłóconej transformacji państwa.
Ktoś może teraz słusznie postawić takie oto pytanie: to po co Sanhedryn wepchnął nas do tej Unii? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. UE zrobiła z nami to, co zrobić miała, czyli wytransferowała poza nasze granice własność majątku narodowego, zadłużyła Polaków i ubabrała w moralnej nieczystości, ostudziła instynkt patriotyczny, zmiażdżyła autorytet wiary katolickiej, ukształtowała system partyjny eliminując z niego zaczyn obozu narodowego, sprowadziła zarzewie konfliktu narodowościowego grożącego wojną domową, itp. Odtąd będzie służyła za chłopca do bicia niczym nieboszczka PRL, której przypisano odpowiedzialność za "całe zło tego świata" i okrzyknięto przyczyną wprowadzania drastycznych zmian własnościowych i socjalnych. Unia Europejska jako "mądrość etapu" wykonała swoje zadanie i wróci za Odrę. To na nią spadnie całe odium zbliżającego się kryzysu gospodarczego i społecznego. Polacy za chwilę dowiedzą się, ile dokładaliśmy do kasy wspólnotowej, z ulgą przyjmą ograniczenia w promocji zboczeń i zatrzymanie napływu "inżynierów" z Afryki (Polin ich nijak nie potrzebuje).
Warto zwrócić uwagę na koincydencję dat, w jakiej się znaleźliśmy. Nie wolno nam jej lekceważyć, gdyż judaizm kabalistyczny - a to on jest motorem napędowym i wyznacznikiem celów dla naszych przeciwników - przykłada olbrzymią wagę nie tylko do gematrii, czyli żydowskiej wersji wróżb numerologicznych, ale również do okrągłych rocznic szczęśliwych dla niego wydarzeń, często próbując skorelować z nimi najbliższą przyszłość i uprzednim powodzeniem objąć nadchodzący czas. W tym roku przypada 1000-lecie "koronacji Polski", a ostateczne pchnięcie nas w kierunku Polin właśnie teraz dobrze wpisałoby się w psychologiczną konstrukcję żydowskiego egoizmu plemienno-religijnego. Za rok również przypadają dwie ważne daty: 300. rocznica urodzin Jakuba Franka oraz 100. rocznica zamachu majowego, czyli zbrodniczego, masońskiego powstrzymania marszu Polaków ku Wielkiej Katolickiej Polsce. ONI mają co świętować
Czy żywioł polski stać na przerwanie realizacji nakreślonego tu scenariusza? Obawiam się, że nie. Prawdę mówiąc nie znam żadnego patriotycznego środowiska politycznego, które by "myślało na zaś", potrafiło trafnie rozpoznać toczącą się grę i choćby podpisać się pod niniejszym tekstem (o sile mogącej zatrzymać tok wydarzeń już nawet nie wspominam). Tak, na tę chwilę pozostajemy bezbronni, rozgrywani niczym dzieci. Nie oznacza to jednak, że już przegraliśmy. W pewnym momencie opadną wszystkie maski tak szczelnie dziś zakrywające twarze polityków. Musimy być na tę chwilę dobrze przygotowani!
Na koniec jeszcze rzecz wagi najwyższej: obojętnie jak daleko posuną się nasi wrogowie w realizacji swoich drapieżnych celów, nam nigdy nie będzie wolno pogodzić się z porażką ani utracić elementarnego zdrowego rozsądku. Nie dajmy rzucić się "w bój bez broni" wyśpiewując "dziś twój tryumf albo zgon" (notabene warto by poświęcić trochę uwagi na to, kim byli autorzy najbardziej popularnych piosenek i pieśni uchodzących za patriotyczne). Nawet jeśli nasze pokolenie nie okaże się zdolne do upilnowania polskiego interesu narodowego, to... na nas świat się nie kończy. Nie ma na nim niczego trwałego, co zbudowane byłoby przez człowieka. Upadały wielkie imperia i najkrwawsi dyktatorzy. Po nich zawsze przychodziło nowe. Oby okazało się lepsze dla naszych potomnych. Dla nich zachowajmy nasz święty depozyt.
Niech na ten czas wielkiej próby błogosławi nam Jezus Chrystus, a Jego Najświętsza Matka, nasza Królowa i Hetmanka, niech czuwa nad nami!
Krzysztof Zagozda
UWAGA.Zarówno strona zagozda.info jak i rozsyłane przeze mnie Pakiety Subskrybcyjne dostępne są zupełnie bezpłatnie. Jeśli jednak ktoś zechce wesprzeć te działania drobną ofiarą i w ten sposób przyczynić się do rozwoju tych przedsięwzięć, może dokonać dobrowolnej wpłaty o tytule "darowizna" na rachunek podany tutaj. Serdeczne Bóg zapłać!
Odwiedź mnie na Facebooku
Odwiedź mój fanpage na Facebooku
Strona
główna
|
Indeks
tekstów
|
Indeks
nazwisk
|
Zagopedia!
|
Do czytelników: stąd
zacznijcie podróż po tym serwisie! Od prawie czterdziestu lat inwentaryzuję aktywność tajnych związków działających w polskiej przestrzeni publicznej, zarówno politycznej, jak i eklezjalnej. Ostatnią dekadę poświęciłem przede wszystkim odszukaniu odpowiedzi na następujące pytanie: jak to możliwe, że zmiany, które wprowadzono w Kościele w Polsce po Soborze Watykańskim II, nie spotkały się nie tylko z żadnym stanowczym sprzeciwem, ale nawet z jakąkolwiek kontestacją ze strony osób posiadających odpowiedni do tego autorytet i kompetencje. Posoborową rewolucję zaakceptowała cała kościelna hierarchia, funkcyjni duchowni szkół wszystkich rodzajów i poziomów, zwierzchnicy zakonów i zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich, członkowie kapituł katedralnych i rad kapłańskich, administracja kurialna, teologowie duchowni i świeccy. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że to temat tabu, że prawie nikt oprócz mnie nie stawia takich pytań. Mało tego, publicznie formułowane przeze mnie wątpliwości natrafiały na mur milczenia, a w krańcowych sytuacjach stawały się obiektem szyderstw. Wcale nie mam tu na myśli reakcji wyłącznie środowisk modernistycznych, ale również tych grup, które usilnie akcentują swoje zakorzenienie w katolickiej Świętej Tradycji. Cóż, sytuacja ta pozytywnie weryfikuje niestarzejącą się metodę kontrolowania przeciwników: jeśli nie możesz zatrzymać ich pochodu, to stań na jego czele. Wiedziony tym doświadczeniem trzymam się za dala od większości tzw. inicjatyw oddolnych. Przed trzema laty natrafiłem na informację o powołanym do życia w 1914 roku Stowarzyszeniu Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej, zwanych potocznie charystami. Odtąd wszystkie niepokojące mnie wątki dotyczące najnowszej historii Kościoła w Polsce - a do tej pory pozostające z sobą w pewnym nieładzie poznawczym - utworzyły ciąg logicznych powiązań personalno-organizacyjnych, czytelnie ilustrujących przebieg procesów "reformatorskich" przygotowujących kościelną substancję na nadejście teologicznej i liturgicznej "odnowy". Analiza zgromadzonej wiedzy umożliwia mi wnioskowanie, że odpowiedzialność za sprawne wdrożenie reform soborowych, a w ich konsekwencji moralny i instytucjonalny rozkład Kościoła w Polsce, ponoszą duchowni i świeccy zorganizowani w ramach koterii charystycznej (od 1 września 1939 r. niejawnej), działający - według nomenkltury prawnej - wspólnie i w porozumieniu. Ich zaszłą i aktualną aktywność monitoruje niniejszy serwis. Jednocześnie staram się unikać oceny intencjonalności poczynań poszczególnych osób uwikłanych w antykatolicki spisek. Motywacje ich aktywności z pewnością bywały różne: od zamiaru celowego czynienia szkody Kościołowi, przez nieświadome wyrządzenie mu krzywdy w stanie ideowego zbałamucenia, aż do cynicznej gry podjętej w imię osiągnięcia wymiernych partykularnych korzyści. Serwis ten ma charakter publicystyczny, stąd nie wypełnia standardów pracy naukowej. Choć nie jestem zawodowym historykiem, lecz filologiem, to doskonale zdaję sobie sprawę z potrzeby nadania prezentowanej tu wiedzy parametrów badawczych. Jeśli tylko okoliczności mi na to pozwolą, będę czynił to sukcesywnie w formule serii książkowej. Przewiduję, że wśród czytelników tego serwisu znajdą się osoby lepiej obeznane, potrafiące uzupełnić zaprezentowane tu przeze mnie wydarzenia o nowe fakty. Za wielce prawdopodobną, a może i nawet pewną, uznaję obecność tutaj byłych bądź wciąż czynnych uczestników rzeczonego sprzysiężenia. Apeluję do nich: sami bądź za moim pośrednictwem ujawnijcie całą prawdę o tym, czego byliście uczestnikami lub świadkami. Być może to Wasza ostatnia szansa, by zadośćuczynić Bogu i ludziom. Gwarantuję Wam całkowitą anonimowość. Credo in Deum Patrem omnipotentem, Creatorem caeli et terrae; et in Iesum Christum, Filium eius unicum, Dominum nostrum; qui conceptus est de Spiritu Sancto, natus ex Maria Virgine; passus sub Pontio Pilato, crucifixus, mortuus, et sepultus; descendit ad inferos; tertia die resurrexit a mortuis; ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis; inde venturus est iudicare vivos et mortuos. Credo in Spiritum Sanctum; sanctam Ecclesiam catholicam, sanctorum communionem; remissionem peccatorum; carnis resurrectionem; vitam aeternam. Amen. Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix, nostras deprecationes ne despicias in necessitatibus nostris, sed a periculis cunctis libera nos semper, Virgo gloriosa et benedicta, Domina nostra, Mediatrix nostra, Advocata nostra, Consolatrix nostra. Tuo Filio nos reconcilia, tuo Filio nos commenda, tuo Filio nos repraesenta. Każdego, kto odwiedza to miejsce, proszę o choćby krótką modlitwę w mojej intencji. Krzysztof Zagozda Wszystkich czytelników serwisu zachęcam do kontaktu ze mną: krzysztof@zagozda.info |