Co Żyd wymyślił, to Polak polubi, czyli o co chodzi w wojnie rosyjsko-ukraińskiej

               Pierwsza publikacja: 17 marca 2022 r.

Kiedy 23 stycznia br. napisałem, że Rosja bez większych problemów zajmie całą Ukrainę, a potem - wypełniając postanowienia paktu zawartego dużo wcześniej z Sanhedrynem - odda Polsce Lwów ze Stanisławowem, otrzymałem kilkanaście rozemocjonowalnych epistoł. Pomijając te wypełnione samymi inwektywami zauważyłem, że z grubsza panowała ilościowa równowaga między tymi ucieszonymi wizją "triumfalnego powrotu na ziemie naszych przodków", a tymi zbulwersowanymi "haniebnym partycypowaniem w rozbiorze Ukrainy". Nie kryję, że mocno mnie one zabolały (notabene najmniej te ze słowem "głupek" powtarzanym we wszystkich przypadkach zależnych). Z jakiego powodu? Ano głównie dlatego, że gros tych korespondentów artykułowało dotąd trzeźwe osądy i dość sprawnie poruszało się w obrębie pogmatwanej politycznej rzeczywistości. Tym razem, z nieznanych mi powodów, osoby te uznały samodzielność kompetencyjną rządu warszawskiego i jego prawdopodobnych decyzji w sprawie "zagospodarowania" tzw. zachodniej Ukrainy. Zmusza mnie to do udobitnienia prawdy oczywistej o marionetkowej naturze kolejnych rządów III RP, będących jedynie dyspozycyjnym pasem transmisyjnym pomiędzy rzeczywistym, zewnętrznym ośrodkiem władzy, a nami. Bezsporną konsekwencją tego stanu rzeczy jest następująca konstatacja: jakikolwiek by nie był udział Polski w rozstrzygnięciach dotyczących Ukrainy, będzie on realizacją wyłącznego interesu Sanhedrynu, a nie polskiej racji stanu. Wachlarz możliwości "zagospodarowania" nowej Ukrainy przez Sanhedryn jest bardzo szeroki. Ścieżka dojścia do formalnie polskiego patronatu nad częścią jej obszaru jest już najpewniej wyznaczona, a kolejne etapy będą stopniowo odsłaniane przed opinią publiczną, przygotowywaną na tę okoliczność zintensyfikowanymi akcjami propagandowymi. W ciągu następnych tygodni przekonamy się, czy przypisano nam początkowo rolę ONZ-owskich błękitnych hełmów, czy może wyznaczono bardziej spektakularne nawiązanie do sowieckiej akcji z 1939 roku, kiedy to Armia Czerwona wzięła "pod opiekę" ludność zachodniej Ukrainy. Jakkolwiek by się nie stało, cały ten obszar z Lwowem, Stanisławowem i Łuckiem stopniowo będzie zrastał się administracyjnie najpierw z III RP, a potem z Polin.





Powyższy, zaznaczony tu kursywą akapit, powstał 3 marca br. jako początek artykułu, którego stan zdrowia nie pozwolił mi "od ręki" dokończyć. Dziś ponownie przysiadam do niego, gdy świat jest "mądrzejszy" o kilkanaście dni trwającego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Wcześniej napisany fragment pozostawiam bez zmian, rozszerzam jedynie wybrane wątki, kluczowe z punktu widzenia żywiołu polskiego.

Jeszcze przed rozpoczęciem walk było dla mnie jasne, że będziemy mieli do czynienia z wojną zaplanowaną przez Sanhedryn, a co z tym się wiąże - z gruntowną przebudową tej części Europy, która budzi nie tylko proste żydowskie resentymenty, ale i stanowi immanentną część zbliżającej się wielkimi krokami Judeopolonii. Ideę budowy państwa żydowskiego na terenach przysługujących Rzeczypospolitej można datować co najmniej od aktywności Jakuba Franka i sformułowanej przez niego koncepcji przejęcia Polski od zbałamuconych dotychczasowych jej gospodarzy. Zauważmy, że do niedawna jego nazwisko niezwykle rzadko pojawiało się w przestrzeni publicznej. Dopiero w ostatnich latach nastąpił nieoczekiwany przełom: Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk za "Księgi Jakubowe" gloryfikujące burzliwe dzieje frankistów ożywiła debatę historyczno-filozoficzną w środowiskach żydowskich i izraelskich. Trudno nie odnieść wrażenia, że byliśmy świadkami klasycznej ustawki przygotowanej przez Sanhedryn, której celem było wysłanie silnego sygnału mobilizującego wszystkie jego aktywa ludzkie i odtrąbienie rozpoczęcia decydującego etapu budowy Polin. Wspomniane aktywa to w dużej mierze potomkowie kilku tysięcy żydowskich rodzin, które na rozkaz Jakuba Franka dokonały pozornego przejścia na katolicyzm, co pozwoliło im wtopić się w polskie społeczeństwo i do dziś skutecznie manipulowaćą wszystkimi sferami naszego życia. Aby unaocznić wagę tego wydarzenia warto skonstatować, że rzucona przez Lecha Kaczyńskiego a podchwycona ostatnio przez Andrzeja Dudę i jego obóz polityczny, idea odbudowy Pałacu Saskiego  jest ściśle związana z frankistami. Otóż właśnie w tym budynku, a precyzyjniej - w tamtejszej kaplicy królewskiej, 18 listopada 1759 roku biskup Jędrzej Józef Załuski ochrzcił... Jakuba Franka i grupę jego najbliższych współpracowników (kilka tygodni wcześniej w katedrze lwowskiej ci sami przyjęli chrzest z wody). Niecały rok temu senator Stanisław Karczewski zapowiedział, że zakończenie obudowy Pałacu Saskiego ma przypaść w 110. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, czyli w 2028 roku. Mam jednak własne wytłumaczenie tej daty. Cały frankizm do dziś przesiąknięty jest okultystyczną kabałą, a ta odgrywa decydującą rolę w całej jego aktywności i mocno wpisuje się w odwieczne żydowskie nasycenie materialistycznej rzeczywistości metafizyczną relacją z plemiennym bogiem. Nie wchodząc w szczegóły liczba 269 w numerologii kabalistycznej reprezentuje słowo "toi", które jest odpowiednikiem hebrajskiej litery "taw". W Internecie możemy przeczytać: "autor (Księgi Ezechiela) opisuje wizję, w której Bóg nakazuje aniołowi z kałamarzem kreślić tę literę na czołach ludzi sprawiedliwych, by ocalić ich od wymierzonej dla Jerozolimy kary: Przejdź przez miasto, przez Jerozolimę i naznacz Taw na czołach mężów, wzdychających i bolejących nad wszystkimi obrzydliwościami, jakie się w niej dokonują (Ez 9, 4:). Znak Taw na czołach wybranych mężów stać się miał pieczęcią przynależności do Boga oraz przepustką do ich ocalenia".

W kontekście postaci Jakuba Franka i nieodłącznie związanej z nią symboliki kabalistycznej możemy interpretować co najmniej kilka ważkich wydarzeń. W 200. rocznicę jego urodzin przeprowadzono masoński zamach majowy, w konsekwencji którego do dziś tkwimy w bezdusznym jarzmie Sanhedrynu i bez walki pozbywamy się własnego państwa. Czyż kontynuatorzy dzieła Franka mogli godniej uczcić swojego mistrza? Warto również zwrócić uwagę, że ukraiński tryzub jest egzemplifikacją hebrajskiej litery "shin":



W kabalistycznej realizacji często przybiera ona tę zaskakującą postać:



Co ciekawe, oprócz licznych odniesień semantycznych (wśród których szczególnie musi zwrócić naszą uwagę słowo "powrót") znak ten symbolizuje liczbę "300". Spotkałem się z sugestią, że kabaliści odczytują wojnę rosyjsko-ukraińską jako "otwarcie drzwi" przed Jakubem Frankiem, czyli powrót jego idei. Do daty jego urodzenia dodają liczbową wartość litery shin, przez co otrzymują niepokojącą datę 2026 r. Nawet jeśli nie potraktujemy tych dywagacji zbyt poważnie, to i tak prognozowany przez Rosjan podział terytorium państwa ukraińskiego w domyśle przypisuje Polsce Korolówkę, czyli miejsce narodzin Jakuba Franka.



Narracja o możliwym podziale Ukrainy nabiera rozmachu w ostatnich dniach. Już nie tylko media rosyjskie snują przypuszczenia o powiększeniu terytoriów Polski, Węgier i Rumunii. Przed takim rozstrzygnięciem wojny przestrzega nazistowski ukraiński Prawy Sektor (choćby Illa Kywa, Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy), a kilka dni temu w tym samym tonie przemówił polskojęzyczny TVN24, czym wzbudził nerwową reakcję rządowej TVP. To moje przewidywanie o możliwej międzynarodowej misji obejmującej tę część Ukrainy, która wcześniej czy później przypadnie III RP (Polin), niespodziewanie potwierdził wczoraj w Kijowie wicepremier Jarosław Kaczyński: - "Potrzebna jest misja pokojowa NATO, ewentualnie jeszcze jakiegoś szerszego układu międzynarodowego, która będzie w stanie także się obronić i która będzie działała na terenie Ukrainy". Z kolei Marat Baszarow, były premier Ługańskiej Republiki Ludowej, powiedział dziś, że prawdopodobna jest kilkuletnia okupacja Ukrainy przez wojska rosyjskie i ustanowienie kilku stref, w której denazyfikacji strzec będą siły międzynarodowe. Jak widać wszystki zmierza w zapowiadanym przeze mnie kierunku.

Niezwykle konfliktogenne mieszanie się dziś obu społeczeństw, polskiego i ukraińskiego (to drugie zdominuje służby przemocowe w ewoluującym Polin i tu utworzy "wolny" rząd na uchodźstwie), jest kolejnym sygnałem świadczącym o ziszczaniu się scenariusza przypięczętowanego w styczniu 2020 r. podczas Światowego Forum Holokaustu. Wówczas przestrzegałem przed nim w te słowa:



Dwa lata temu zwracałem uwagę Polaków na wyjątkowość Światowego Forum Holokaustu zorganizowanego w Jerozolimie. Biłem na alarm, że chęć upamiętnienia drugowojennych ofiar jest wyłącznie pretekstem dla zaaranżowania nieoficjalnego szczytu politycznego, w czasie którego Wielcy Tego Świata skrycie, za plecami zwykłych zjadaczy chleba, porozumiewają się co do szczegółów rewolucyjnej transformacji współczesnego świata. Dziś przyznaję, że trochę nie doszacowałem wagi tego wydarzenia. Ograniczałem ją głównie do niekorzystnych dla nas rozstrzygnięć spraw polskich, czyli usankcjonowania kolejnego - coraz bardziej jawnego - etapu budowy Polin. Choć nadal uważam to za główny cel (wiele razy wyłuszczałem jego praprzyczynę) aktywności Sanhedrynu, to po upływie dwudziestu czterech miesięcy przekonałem się, że skala wydarzeń stojących u progu, a przypieczętowanych podczas jerozolimskiego ŚFH, jest wręcz gargantuiczna. Wystarczy, że wskażę tu tylko na epokowy wymiar "pandemii" (wybuchła w tym samym roku) i właśnie rozpoczynającą się reorganizację Europy Wschodniej.

Coraz bardziej czytelnym staje się dążenie Sanhedrynu do poszerzenia terytorium Judeopolonii o tę część współczesnego państwa ukraińskiego, która przynależała do II RP. Z jakichś powodów uznano, że jej inkorporacja winna nastąpić jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem nowego urzeczywistnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czyli państwa żydowsko-polskiego (kolejność członów nieprzypadkowa). Muszę przyznać, że obrana przez Sanhedryn strategia względem Ukrainy jest - rzecz jasna kontrowersyjnym moralnie - majstersztykiem. Pamiętającym tzw. pomarańczową rewolucję nie muszę tłumaczyć, że to niemieckimi rękami Sanhedryn wyrwał Kijów z rąk Moskwy i rozmyślnie zantagonizował obie stolice. Teraz wszystko wskazuje na to, że Rosja ma odzyskać tę strefę wpływów, być może nawet poprzez jej bezpośrednią inkluzję. Geszeft jest ewidentny: w zamian Kreml wyrazi zgodę na - być może rozłożony w czasie - proces "repolonizacji" części współczesnego państwa ukraińskiego. Niecały miesiąc temu tak o tym pisałem: Największe mocarstwa europejskie, czyli Rosja i Niemcy, zawsze strategicznie zainteresowane zdobyczami terytorialnymi w "okolicach Wisły", otrzymają jakieś - być może taktyczne - rekompensaty. Dla Moskwy pierwszym naturalnym kierunkiem jest Ukraina. Jeśli otrzyma ona zielone światło - bez problemu zajmie ona całe to państwo, a potem w "geście przyjaźni" (wcześniej uzgodnionym) odda ona Polsce Lwów ze Stanisławowem (Iwano-Frankiwsk), tworząc na nowo ważną dla Sanhedrynu granicę polsko-węgierską. Dla Rosji z jednej strony będzie to chwilowo uznawany kompromis, z drugiej - uniknięcie największej odwetowej aktywności terrorystycznej ukraińskich sił nacjonalistycznych. Jak to możliwe? Cała powojenna witalność ukraińskich środowisk emigracyjnych była całkowicie podległa judeo-amerykańskiemu kierownictwu. Nie inaczej jest i dziś. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której główny impet ukraińskich retorsji sprytnie ukierunkowany zostanie na terytorium Polski i zdziesiątkuje nasze środowiska patriotyczne, torując drogę do dominacji żywiołu żydowskiego nad Wisłą. Co otrzymają Niemcy? Sądzę, że nic kosztem Polski. Nikt już u nas nie mówi o "fatherlandzie" i "heimacie", choć jeszcze kilka lat temu w ten sposób nas urabiano. Oczywiście ścieżka dojścia do przewidywanych rozstrzygnięć może wyglądać zupełnie inaczej. Dziś z wykorzystaniem wszystkich metod ogłupiania, włącznie z zadaniowanym "jasnowidzem" Jackowskim, publikę straszy się wizją krwawego konfliktu zbrojnego, więc ta z pocałowaniem ręki przyjmie każde inne rozwiązanie dezaktywujące istnienie międzynarodowego napięcia. Kto oprócz części Ukraińców zechce umierać za Kijów i Lwów? Wyłącznie pozbawione jakiejkolwiek realnej siły jednostki politycznie patologiczne (casus "oddziału" Adama Słomki). Jeśli zatem w najbliższym czasie światowe media zmienią swoją narrację względem Kijowa (np. afirmując pokojową chęć rozładowania napięcia przez Moskwę i informując o nieodpowiedzialnych zachowaniach ukraińskich nacjonalistów stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa w regionie), możemy oczekiwać licznych prowokacji antyrosyjskich realizowanych pod fałszywą żółto-niebieską flagą. Świat z ulgą i pełną akceptacją przyjmie wówczas każdą "pokojową ekspedycję" pacyfikującą zagrożenie wojną. Najpewniej w tej misji uczestniczyć będą również żołnierze z orzełkami na hełmach. W świetle przyspieszających wydarzeń już wkrótce będziemy potrafili adekwatnie wytłumaczyć nieobecność prezydenta Andrzeja Dudy na Światowym Forum Holokaustu. Bez wątpienia gotowana jest dla niego ważna rola w nowym politycznym rozdaniu. Temu celowi służy stopniowe antagonizowanie go ze skazanym na dekompozycję Prawem i Sprawiedliwością. To Duda będzie twarzą Rzeczpospolitej Obojga Narodów wracającej do Lwowa i Stanisławowa, zacieśniającej przyjacielskie relacje z powracającym sąsiadem - Węgrami, któremu przypisano rolę państwa satelickiego względem Polin.

Historia przekonuje, że dla osiągnięcia swoich strategicznych celów Sanhedryn nie waha się rozpętywać krwawych wojen i wywracać do góry nogami warunków życia całych narodów. Dysponuje odpowiednimi narzędziami by cele te skutecznie skrywać, a winą za zaistniałe hekatomby obciążać podmioty trzecie. Właśnie tak stało się w wyniku rozstrzygnięć, które nastapiły po pierwszej wojnie światowej. Kosztem 14 milionów ofiar osiągnięto cel zasadniczy: Palestynę uwolniono spod muzułmańskiego panowania i rozpoczęto jej kolonizację przez Żydów. Z kolei ponad sześćdziesiąt milionów ludzkich istnień kosztowało uruchomienie procesów, które doprowadziły do powstania państwa Izrael. Żadne "poważne" piśmiennictwo historyczne jak dotąd nie ma odwagi postawić takich oczywistych tez.  W rozwijającym się na naszych oczach konflikcie rosyjsko-ukraińskim liczba ofiar również nie ma żadnego znaczenia. Cel, czyli zbudowanie Polin w granicach oczekiwanych przez frankistów, jest wobec nich skrajnie nadrzędny. Nie sposób nie dostrzec niespotykanej dotąd inicjatywy dyplomatycznej Izraela. To przez ręce polityków tego państwa przechodzi cała interakcja Moskwy i Kijowa. Tel Aviv kontroluje postęp operacji wojennej i każde posunięcie Wołodymyra Zełenskiego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to w Jerozolimie zostanie podpisany końcowy akt  regulujący powojenny porządek. Nie mam przy tym wątpliwości, że taki dokument, zabezpieczający wszystkie interesy Sanhedrynu, już dawno został sformułowany i w pancernym sejfie Mosadu niecierpliwie czeka na swoją "chwilę chwały". Na marginesie tych rozważań warto jeszcze dopowiedzieć, że ta wspomniana aktywność Izraela zdaje się marginalizować pozycję USA. A jeśli rację mają te z izraelskich mediów wskazujące na pomijanie Białego Domu w procesach decyzyjnych Tel Avivu. Czy to może oznaczać stopniowe dymisjonowanie Waszyngtonu z funkcji światowego żandarma? Najbliższe miesiące wiele nam w tej kwestii rozjaśnią.

Dlaczego Rosja dała się wplątać konflikt, który jak na razie oznacza dla niej wizerunkową katastrofę (ten stan rzeczy może ulec diametralnej zmianie na skutek ewentualnego ujawnienia przez Moskwę twardych dowodów świadczących o konieczności przeprowadzenia denazyfikacji Ukrainy)? Nie zgadzam się z abp. Viganò, który w obecnej wojnie dostrzega prawie że rosyjską wyprawę krzyżową wymierzoną przeciw wolnomularskiemu Nowemu Porządkowi Świata. Owszem, Moskwa jak dotąd zachowała sporo zdrowego rozsądku i nie zezwala na - charakterystyczne dla świata zachodniego - zdziczenie niektórych obyczajów i zachowań społecznych. Tym niemniej ani z powodów cywilizacyjnych, ani tym bardziej religijnych, nie widzę powodów, by nazywać ją Trzecim Rzymem. W tej wojnie Rosja wykorzystuje korzystną dla siebie koniunkturę i realizuje swoje egoistyczne interesy, które na tym etapie korespondują z planami Sanhedrynu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo taka synergia się utrzyma. Na tę chwilę wydaje się, że tylko Rosja ma dość sił, by opóźnić proces zniewalania ludzkości. Już sama ta konstatacja winna przydać jej sporą dozę naszej życzliwości, choć bez żadnego kredytu zaufania.

A co z nami? Nie mam wątpliwości, że zbliżający się proces odzyskiwania Kresów Południowo-Wschodnich zostanie przyjęty przez Polaków z hurraoptymizmem i okrzyknięty historycznym sukcesem. Tylko nieliczne wyjątki stać będzie na głęboką refleksję konfliktującą się z powszechną euforią. Ta mała garstka będzie zdawać sobie sprawę z faktu, że rzeczony akt dziejowej - być może - sprawiedliwości wcale nie ma służyć naszym, ale obcym interesom. Wedle obowiązującego scenariusza to nie nasz żywioł rozegra całą tę sytuację i nie on ma ją skonsumować. Majstersztykiem z naszej strony byłoby odwrócenie sanhedryńskich zakusów i posłużenie się ich bronią: niech tym razem to oni dla nas wyjmą te gorące ziemniaki z płonącego ogniska. Ale czy okażemy się do tego zdolni? Na rozpoznawalnej scenie politycznej nie ma nikogo, kto mógłby unieść ciężar takiej gry, czy choćby pójść w ślady Wiktora Jarońskiego, publicznie zrekapitulować przewidywalne konsekwencje tej wojny i poddać je ocenie poprzez pryzmat rzeczywistych polskich interesów. Taka jest właśnie potrzeba tej chwili.

Na koniec muszę odnieść się do idei robiącej ostatnio furorę w polskim Internecie. Co chwila pytany jestem o tzw. Niebiańską Jerozolimę i o to, czy jest ona dla nas dobrym rozwiązaniem. Tak, byłaby dla nas korzystna i w dzisiejszych okolicznościach przyjąłbym ją z pocałowaniem ręki, gdyby tylko... była prawdziwa. Niestety, żywioł żydowski nigdy nie ciążył ku osiedleniu się na ziemiach dawnej Chazarii, bo jest na to zbyt sprytny. Taka narracja pozbawiłaby go wielu mitów, za pomocą których umiejętnie rozgrywa własne interesy. Przede wszystkim przyznałby się, że nie jest tym samym narodem, który otrzymał (my wiemy, że utracone) wybraństwo od Boga, nie mógłby odwoływać się do biblijnego dziedzictwa i całej historii diaspory z pogromami i holokaustem. Nie, to byłoby z ich punktu widzenia niedopuszczalne, wręcz karygodne. Zresztą aż do dziś nigdy nie zetknąłem się z rzeczoną koncepcją, nigdy nie funkcjowała ona w żydowskim dziedzictwie. A zatem ten, który rozpowszechnia wśród nas plotki o Niebiańskiej Jerozolimie, czyni to dla zbałamucenia nas, odwrócenia naszej uwagi i otępienia resztek czujności. Jest to klasyczna wrzutka służb Sanhedrynu, wielokrotnie stosowana w przeddzień rozstrzygnięć ważnych dla żywiołu żydowskiego. Tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, gdy żywioł ten - wykorzystując narrację holokaustu - parł ku utworzeniu państwa Izrael , tu i tam rozpowszechniane były pogłoski, że państwo to powstanie a to w Bawarii, a to w Austrii, a to na ziemiach dawnych Prus Wschodnich. W mętnej wodzie dobrze ryby łowić - to przysłowie wzorowo oddaje sens tego typu zabiegów. Na nasze nieszczęście to u nas powstaje Polin, wznoszone skutecznie i coraz mniej skrycie. Przebieg wojny rosyjsko-ukraińskiej i sygnały zapowiadające nowe zagospodarowanie naszej części Europy potwierdzają ten fakt w całej rozciągłości.

Krzysztof Zagozda


Strona główna

Indeks tekstów

Indeks nazwisk

Zagopedia!






Do czytelników: stąd zacznijcie podróż po tym serwisie!
 

Od prawie czterdziestu lat inwentaryzuję aktywność tajnych związków działających w polskiej przestrzeni publicznej, zarówno politycznej, jak i eklezjalnej.  Ostatnią dekadę  poświęciłem przede wszystkim odszukaniu odpowiedzi na następujące pytanie: jak to możliwe, że zmiany, które wprowadzono w Kościele w Polsce po Soborze Watykańskim II, nie spotkały się nie tylko z żadnym stanowczym sprzeciwem, ale nawet z jakąkolwiek kontestacją ze strony osób posiadających odpowiedni do tego autorytet i kompetencje. Posoborową rewolucję zaakceptowała cała kościelna hierarchia, funkcyjni duchowni szkół wszystkich rodzajów i poziomów, zwierzchnicy zakonów i zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich, członkowie kapituł katedralnych i rad kapłańskich, administracja kurialna, teologowie duchowni i świeccy. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że to temat tabu, że prawie nikt oprócz mnie nie stawia takich pytań. Mało tego, publicznie formułowane przeze mnie wątpliwości natrafiały na mur milczenia, a w krańcowych sytuacjach stawały się obiektem szyderstw. Wcale nie mam tu na myśli reakcji wyłącznie środowisk modernistycznych, ale również tych grup, które usilnie akcentują swoje zakorzenienie w katolickiej Świętej Tradycji. Cóż, sytuacja ta pozytywnie weryfikuje niestarzejącą się metodę kontrolowania przeciwników: jeśli nie możesz zatrzymać ich pochodu, to stań na jego czele. Wiedziony tym doświadczeniem trzymam się za dala od większości tzw. inicjatyw oddolnych.

Przed trzema laty natrafiłem na informację o powołanym do życia w 1914 roku Stowarzyszeniu Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej, zwanych potocznie charystami. Odtąd wszystkie niepokojące mnie wątki dotyczące najnowszej historii Kościoła w Polsce - a do tej pory pozostające z sobą w pewnym nieładzie poznawczym - utworzyły ciąg logicznych powiązań personalno-organizacyjnych, czytelnie ilustrujących przebieg procesów "reformatorskich" przygotowujących kościelną substancję na nadejście teologicznej i liturgicznej "odnowy".  

Analiza zgromadzonej wiedzy umożliwia mi wnioskowanie, że odpowiedzialność za sprawne wdrożenie reform soborowych, a w ich konsekwencji za moralny i instytucjonalny rozkład Kościoła w Polsce, ponoszą duchowni i świeccy zorganizowani w ramach koterii charystycznej (od 1 września 1939 r. niejawnej), działający - według nomenkltury prawnej - wspólnie i w porozumieniu. Ich zaszłą i aktualną aktywność monitoruje niniejszy serwis. Jednocześnie staram się unikać oceny intencjonalności poczynań poszczególnych osób uwikłanych w antykatolicki spisek. Motywacje ich aktywności z pewnością bywały różne: od zamiaru celowego czynienia szkody Kościołowi, przez nieświadome wyrządzenie mu krzywdy w stanie ideowego zbałamucenia, aż do cynicznej gry podjętej w imię osiągnięcia wymiernych partykularnych korzyści.

Serwis ten ma charakter publicystyczny, stąd nie wypełnia standardów pracy naukowej. Choć nie jestem zawodowym historykiem, lecz filologiem, to doskonale zdaję sobie sprawę z potrzeby nadania prezentowanej tu wiedzy parametrów badawczych. Jeśli tylko okoliczności mi na to pozwolą, będę czynił to sukcesywnie w formule serii książkowej.

Przewiduję, że wśród czytelników tego serwisu znajdą się osoby lepiej obeznane, potrafiące uzupełnić zaprezentowane tu przeze mnie wydarzenia o nowe fakty. Za wielce prawdopodobną, a może i nawet pewną, uznaję obecność tutaj byłych bądź wciąż czynnych uczestników rzeczonego sprzysiężenia. Apeluję do nich: sami bądź za moim pośrednictwem ujawnijcie całą prawdę o tym, czego byliście uczestnikami lub świadkami. Być może to Wasza ostatnia szansa, by zadośćuczynić Bogu i ludziom. Gwarantuję Wam całkowitą anonimowość.

Credo in Deum Patrem omnipotentem, Creatorem caeli et terrae; et in Iesum Christum, Filium eius unicum, Dominum nostrum; qui conceptus est de Spiritu Sancto, natus ex Maria Virgine; passus sub Pontio Pilato, crucifixus, mortuus, et sepultus; descendit ad inferos; tertia die resurrexit a mortuis; ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis; inde venturus est iudicare vivos et mortuos. Credo in Spiritum Sanctum; sanctam Ecclesiam catholicam, sanctorum communionem; remissionem peccatorum; carnis resurrectionem; vitam aeternam. Amen.

Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix, nostras deprecationes ne despicias in necessitatibus nostris, sed a periculis cunctis libera nos semper, Virgo gloriosa et benedicta, Domina nostra, Mediatrix nostra, Advocata nostra, Consolatrix nostra. Tuo Filio nos reconcilia, tuo Filio nos commenda, tuo Filio nos repraesenta.

Każdego, kto odwiedza to miejsce, proszę o choćby krótką modlitwę w mojej intencji.

Krzysztof Zagozda

Wszystkich czytelników serwisu  zachęcam do kontaktu ze mną: krzysztof@zagozda.info