Kogo naprawdę powinien przeprosić dziś Kościół?
               Pierwsza publikacja: 11 lutego 2019 r.



    Wiem, że stali bywalcy Konfraterni Białych Marianów mają serdecznie dosyć przepraszania wszystkich i za wszystko. Jak dotąd najwyżsi hierarchowie Kościoła szczodrze i z wielkim rozmachem posypywali nam głowy popiołem za wszelkie utrapienia tego świata, te realne i te wydumane. Jak mawiał klasyk, zabrakło tylko ekspiacji za trzęsienia ziemi, gradobicie i koklusz. Żarty żartami, ale istnieje grzech, który głośno woła o pomstę do Nieba.

     W XX wieku antykościół przestał być detalistą w sprowadzaniu ludzi na manowce, a stał się hurtownikiem. Wszystko to za sprawą przeniknięcia w strukturę Kościoła i przejęcia jego Urzędu Nauczycielskiego. Odtąd zwodnicze herezje płyną wartkimi strumieniami z ambon niskich i najwyższych, a słuchanie pasterzy przestało być dla wiernych gwarancją zasłużenia na wieczne zbawienie. To hurtowe wystawianie wiernych na pokuszenie znalazło szczególny wymiar w długoletnim flircie Kościoła z... uzdrowicielami. Niedawno prezentowaliśmy w Konfraterni materiał dotyczący kariery bioenergoterapeuty Zbigniewa Nowaka wspieranego ochoczo przez znanego charystę, x. Leona Kantorskiego. Wielu z nas zapewne pamięta o różdżkarskiej pasji bp. Pylaka i wyświęceniu sztandaru cechu radiestetów przez bp. Tyrawę. To wszystko to jednak "pikuś" przy tym, czego dokonał niejaki Clive Harris. Do dziś o tym człowieku niewiele wiadomo. Nie wiemy, gdzie i kiedy się urodził, kim był, skąd wziął się w Polsce. Wiemy jedno: pod pretekstem jego rzekomych uzdrowicielskich zdolności przynajmniej setki proboszczów wpuściło go do swoich kościołów i umożliwiło mu duchowe oddziaływanie na wiernych. Dziś szacuje się, że prawie 9 milionów Polaków zostało przez niego "naenergetyzowanych". A jaką to energią leczył naiwnych katolików? Sam Harris po latach praktykowania w Polsce przyznał, że korzystał z mocy demonów i to na ich działania otwierali się wszyscy, którzy pozwolili, by ich dotykał i nad nimi się "modlił".

     Wśród milionów "pacjentów" Harrisa było wielu duchownych. Nikt nie zastanawia się nad tym, jak bardzo te seanse "uzdrowicielskie" wpłynęły na ich kondycję duchową. Nikt dziś nie łączy działalności Harrisa z odwróceniem się Polaków od Chrystusa. Masowo ateizujemy się i wpadamy w łapska różnych zabobonów, doznając przy tym niepowetowanych szkód duchowych.  Długo by o tym wszystkim pisać. Na tę chwilę stawiam publicznie ważne pytanie: kto ma przeprosić Polaków za Harrisa i jemu podobnych? Kto na swoje sumienie weźmie los wielu pogubionych i zatraconych? W odpowiedzi ziemska cisza i rechot z piekła. Roboty mają tam pod dostatkiem.

Postscriptum 11 października 2021 r.
     Pytania, które postawiłem ponad dwa lata temu, nie straciły niczego ze swojej aktualności. Wprawdzie eklezjalni oficjele nabrali wody w usta i wciąż zdają się nie zauważać problemu, to tu i ówdzie podnoszą się głosy oburzenia na trwającą prawie czterdzieści lat "nonszalancję" Kościoła, który naganiał Harrisowi (tudzież innym typom spod ciemnej gwiazdy, m.in. Kaszpirowskiemu czy Nowakowi) nieświadome niczego ofiary. Już w 2009 roku szefowa jego fundacji szacowała, że "pomógł" on kilkunastu milionom Polaków. Niedawno natrafiłem na wypowiedź red. Roberta Tekieliego, twierdzącego , że Harris "zainfekował" bakcylem okultyzmu około trzech milionów moich rodaków! W żaden sposób nie potrafię merytorycznie odnieść się do tej liczby, lecz na jej korzyść zdaje się przemawiać popularność wszelkiego rodzaju wróżb, horoskopów, masowe używanie talizmanów (np. tzw. pierścienia Atlantów), nawrót do szamanizmu (skrytego pod nazwą "rodzimej wiary"), ale przede wszystkim - powszechne zdziczenie obyczajów nad Wisłą i Odrą.

     Na szczęście okazuje się, że nie wszystko można skutecznie skryć przed poszukującymi prawdy. Otóż za sprowadzeniem Clive'a Harrisa do Polski i założeniem promującej go fundacji stały emigracyjne i krajowe środowiska dawnej arystokracji, a dokładniej mówiąc - piękniejsza część rodu Branickich, Czartoryskich, Radziwiłłów i Stadnickich (czyżby loże błękitne?).  Mnie szczególnie zainteresowała obecna w tym gronie postać Marii Świeżawskiej - hrabianki Stadnickiej, czyli żony Stefana Świeżawskiego, uczestnika ostatniej sesji Soboru Watykańskiego II (jego kandydaturę zaproponował prymas Wyszyński), bliskiego przyjaciela Jana Pawła II. Czytając jego biografię co rusz napotykamy na środowiska i osoby "zasłużone" w dziele walki ze Świętą Tradycją Kościoła katolickiego. Od kalibru nazwisk naprawdę może rozboleć głowa: Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, x. Henryk Mosing, x. Tadeusz Fedorowicz, x. Aleksander Fedorowicz, x. Karol Wojtyła, Roman Ingarden, Jacques Maritain, x. Stefan Wyszyński, x. Władysław Korniłowicz. Z jakimi instytucjami współpracował Świeżawski? Proszę bardzo: Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, Akademia Teologii Katolickiej w Warszawie, "Tygodnik Powszechny", "Znak", Ośrodek dla Niewidomych w Laskach, Katolicki Uniwersytet Lubelski, etc. Czy Maria Świeżawska bez wiedzy lub zgody męża mogła maczać palce w organizowaniu pobytów Clive'a Harrisa w Polsce? Teoretycznie jest to oczywiście możliwe, lecz moim zdaniem mało prawdopodobne. Skoro eskapady "uzdrowiciela" przez wiele lat oparte były o sieć setek (jeśli nie więcej) kościołów, to musiał je autoryzować ktoś powszechnie znany i szanowany w środowiskach eklezjalnych. Kto jak kto, ale Świeżawski jako przyjaciel Jana Pawła II i uczestnik Soboru Watykańskiego II, nadawał się do tej roli znakomicie. Jestem skłonny uznać, że nie obdzwaniał proboszczów osobiście, ale z pewnością narracja żony takiego męża miała moc otwierania na oścież drzwi każdej plebanii. Co ciekawe, często zdarzało się, że krótkometrażową reklamę "uzdrowicielskiej działalności" Harrisa wyświetlano przed pokazami filmu pt. „Spirala”, nakręconego przez Krzysztofa Zanussiego, bliskiego przyjaciela środowiska Lasek. Skoro o Laskach już mowa, to warto przypomnieć o częstej tam obecności Marii i Stefana Świeżawskich i ich wspólnym grobie na tamtejszym cmentarzu (zastanawiać musi fakt, że krótko przed śmiercią oboje zamieszkali w domu opieki prowadzonym przez... Kościół Ewangelicko-Augsburski!).

Z eksploatorskiego obowiązku muszę jeszcze dodać, że ojciec Marii Świeżawskiej, czyli Adam Zbigniew Stadnicki, był funkcyjnym członkiem Związku Polskich Kawalerów Maltańskich, uznawanego przez część znawców tematu albo za wolnomularską przybudówkę, albo za regularną lożę masońską. Z kolei jej matka, Stefania z Woronieckich, blisko spokrewniona była z abp. Adamem Sapiehą.

Na zakończenie przytoczę jeszcze fragment z książki s. Michaeli Pawlik pt. "Zmagania o Prawdę": Wiem z wiarygodnych źródeł, że niejaki Harris przyjeżdżał do Polski w towarzystwie grupy ludzi, na których nikt nie zwracał uwagi. Wszyscy byli zafascynowani Harrisem i jego "leczeniem" tajemniczymi bioenergiami, gdy tymczasem jego ludzie niepostrzeżenie rozjeżdżali się do różnych miejsc, by organizować młodzież w buddyjskie sanghi (czyli wspólnoty). Być może ta konspiracyjna robota była tak ważna, że nawet po zamknięciu przed Harrisem drzwi do kościołów, seanse z  nim zaczęły organizować instytucje  świeckie: miejskie i gminne ośrodki kultury, szkoły, cechy rzemieślnicze, itp.  Czyżby masoneria świecka przejęła pałeczkę od masonerii kościelnej, której ręce zostały związane samo zdekonspirowaniem się Harrisa jako okultysty kontaktującego się z demonami?
     

Krzysztof Zagozda


Treść artykułu w formacie .pdf

Strona główna

Indeks tekstów

Indeks nazwisk

Zagopedia!






Do czytelników: stąd zacznijcie podróż po tym serwisie!
 

Od prawie czterdziestu lat inwentaryzuję aktywność tajnych związków działających w polskiej przestrzeni publicznej, zarówno politycznej, jak i eklezjalnej.  Ostatnią dekadę  poświęciłem przede wszystkim odszukaniu odpowiedzi na następujące pytanie: jak to możliwe, że zmiany, które wprowadzono w Kościele w Polsce po Soborze Watykańskim II, nie spotkały się nie tylko z żadnym stanowczym sprzeciwem, ale nawet z jakąkolwiek kontestacją ze strony osób posiadających odpowiedni do tego autorytet i kompetencje. Posoborową rewolucję zaakceptowała cała kościelna hierarchia, funkcyjni duchowni szkół wszystkich rodzajów i poziomów, zwierzchnicy zakonów i zgromadzeń zakonnych żeńskich i męskich, członkowie kapituł katedralnych i rad kapłańskich, administracja kurialna, teologowie duchowni i świeccy. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że to temat tabu, że prawie nikt oprócz mnie nie stawia takich pytań. Mało tego, publicznie formułowane przeze mnie wątpliwości natrafiały na mur milczenia, a w krańcowych sytuacjach stawały się obiektem szyderstw. Wcale nie mam tu na myśli reakcji wyłącznie środowisk modernistycznych, ale również tych grup, które usilnie akcentują swoje zakorzenienie w katolickiej Świętej Tradycji. Cóż, sytuacja ta pozytywnie weryfikuje niestarzejącą się metodę kontrolowania przeciwników: jeśli nie możesz zatrzymać ich pochodu, to stań na jego czele. Wiedziony tym doświadczeniem trzymam się za dala od większości tzw. inicjatyw oddolnych.

Przed trzema laty natrafiłem na informację o powołanym do życia w 1914 roku Stowarzyszeniu Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej, zwanych potocznie charystami. Odtąd wszystkie niepokojące mnie wątki dotyczące najnowszej historii Kościoła w Polsce - a do tej pory pozostające z sobą w pewnym nieładzie poznawczym - utworzyły ciąg logicznych powiązań personalno-organizacyjnych, czytelnie ilustrujących przebieg procesów "reformatorskich" przygotowujących kościelną substancję na nadejście teologicznej i liturgicznej "odnowy".  

Analiza zgromadzonej wiedzy umożliwia mi wnioskowanie, że odpowiedzialność za sprawne wdrożenie reform soborowych, a w ich konsekwencji za moralny i instytucjonalny rozkład Kościoła w Polsce, ponoszą duchowni i świeccy zorganizowani w ramach koterii charystycznej (od 1 września 1939 r. niejawnej), działający - według nomenkltury prawnej - wspólnie i w porozumieniu. Ich zaszłą i aktualną aktywność monitoruje niniejszy serwis. Jednocześnie staram się unikać oceny intencjonalności poczynań poszczególnych osób uwikłanych w antykatolicki spisek. Motywacje ich aktywności z pewnością bywały różne: od zamiaru celowego czynienia szkody Kościołowi, przez nieświadome wyrządzenie mu krzywdy w stanie ideowego zbałamucenia, aż do cynicznej gry podjętej w imię osiągnięcia wymiernych partykularnych korzyści.

Serwis ten ma charakter publicystyczny, stąd nie wypełnia standardów pracy naukowej. Choć nie jestem zawodowym historykiem, lecz filologiem, to doskonale zdaję sobie sprawę z potrzeby nadania prezentowanej tu wiedzy parametrów badawczych. Jeśli tylko okoliczności mi na to pozwolą, będę czynił to sukcesywnie w formule serii książkowej.

Przewiduję, że wśród czytelników tego serwisu znajdą się osoby lepiej obeznane, potrafiące uzupełnić zaprezentowane tu przeze mnie wydarzenia o nowe fakty. Za wielce prawdopodobną, a może i nawet pewną, uznaję obecność tutaj byłych bądź wciąż czynnych uczestników rzeczonego sprzysiężenia. Apeluję do nich: sami bądź za moim pośrednictwem ujawnijcie całą prawdę o tym, czego byliście uczestnikami lub świadkami. Być może to Wasza ostatnia szansa, by zadośćuczynić Bogu i ludziom. Gwarantuję Wam całkowitą anonimowość.

Credo in Deum Patrem omnipotentem, Creatorem caeli et terrae; et in Iesum Christum, Filium eius unicum, Dominum nostrum; qui conceptus est de Spiritu Sancto, natus ex Maria Virgine; passus sub Pontio Pilato, crucifixus, mortuus, et sepultus; descendit ad inferos; tertia die resurrexit a mortuis; ascendit ad caelos, sedet ad dexteram Dei Patris omnipotentis; inde venturus est iudicare vivos et mortuos. Credo in Spiritum Sanctum; sanctam Ecclesiam catholicam, sanctorum communionem; remissionem peccatorum; carnis resurrectionem; vitam aeternam. Amen.

Sub tuum praesidium confugimus, sancta Dei Genitrix, nostras deprecationes ne despicias in necessitatibus nostris, sed a periculis cunctis libera nos semper, Virgo gloriosa et benedicta, Domina nostra, Mediatrix nostra, Advocata nostra, Consolatrix nostra. Tuo Filio nos reconcilia, tuo Filio nos commenda, tuo Filio nos repraesenta.

Każdego, kto odwiedza to miejsce, proszę o choćby krótką modlitwę w mojej intencji.

Krzysztof Zagozda

Wszystkich czytelników serwisu  zachęcam do kontaktu ze mną: krzysztof@zagozda.info